Ewakuacja z eleganckiego biurowca

Rządzący mają szansę uciec ze szklanej pułapki.

Publikacja: 15.10.2014 02:00

Rozmowa z jednym z polityków PiS przed exposé Ewy Kopacz. – Zrobiliśmy badania i okazało się, że mieliśmy rację. Linia przyjęta po wyjeździe Donalda Tuska do Brukseli była słuszna. Polacy też uważają, że uciekł przed problemami i zrobił to dla pieniędzy – przekonuje nasz rozmówca.

– To dlaczego notowania PO rosną, a wasze spadają? – pytamy.

– Tego właśnie nie wiemy – odpowiada z rozbrajającą szczerością polityk.

Prawda jest taka, że opozycja całkowicie przespała nowe otwarcie. Najpierw przez prawie miesiąc bezradnie przyglądała się walce o przywództwo w PO, a gdy się okazało, że nominowana przez Tuska Kopacz faktycznie je objęła, pozwoliła jej pokazać nowe oblicze partii rządzącej. A to, co robi w ostatnich dniach nowa premier, to realizacja marzeń tych, którzy na jakimś etapie zrazili się do Platformy.

Na początku roku rządzący zrobili pogłębione badania wizerunkowe. Uczestnicy panelu mieli powiedzieć, z czym kojarzy im się partia Donalda Tuska. Okazało się, że najlepiej jej charakter oddawało porównanie do szklanego biurowca, który jest elegancki i może się podobać, ale jest dostępny tylko dla panów w drogich garniturach i zegarkach za pięć średnich krajowych. Takich, jakie noszą niektórzy politycy z obozu władzy. PiS miał być zaś jak szlachecki dworek. Trochę nie z tych czasów, ale zdecydowanie bardziej swojski i bliższy przeciętnym ludziom.

Tusk bił głową w mur

Ten obraz potwierdzają też ogólnodostępne opracowania, które opisywaliśmy już w „Rz". Wizerunek partii i liderów badał na wyselekcjonowanej grupie internautów dr hab. Norbert Maliszewski. Jakie były konkluzje jego serwisu tajnikipolityki.pl?

W sierpniu, kiedy decydowały się losy Tuska, Polacy uważali jego partię za sprawną i gwarantującą stabilność. Ale to PiS był postrzegany jako ta formacja, która troszczy się o wyrównanie różnic ekonomicznych, rozumie potrzeby Kowalskich, wie, jak walczyć z bezrobociem, a co najważniejsze, dotrzyma obietnic. Przeprowadzone w tym samym czasie badania postrzegania liderów potwierdzały, że przypisywane im cechy rzutują na obraz całej formacji. Rozkład silnych i słabych cech wyglądał tak samo jak w badaniu partyjnym.

Październikowe badanie, w którym rywalem Kaczyńskiego jest Kopacz, a nie Tusk, przynosi zaskakujący rezultat. Lider PiS jest od nowej premier lepiej postrzegany pod takimi względami, jak siła i skuteczność przywództwa, choć w tych kategoriach Tusk go deklasował. Traci jednak całą przewagę, którą miał w kategoriach uczciwości i rozumienia potrzeb zwykłych obywateli.

Wszystko wskazuje na to, że ta różnica może się pogłębiać. W ostatnich dniach szefowa rządu prowadzi ofensywę, która wyprowadza PO ze szklanego biurowca. Jak przystało na pieczołowicie budowany wizerunek lekarki z prowincji, troskliwie dogląda takich miejsc, jak dom opieki dla seniorów czy rodzina zastępcza. Nie boi się też chwycić metod konkurencji. Cykl spotkań na prowincji pod hasłem „Platforma bliżej ludzi", gdzie każdy może wejść z ulicy i zadać pytanie, niczym nie różni się od objazdu powiatów, który cyklicznie prowadzi ugrupowanie Kaczyńskiego.

Kopacz nie sięga wcale do metod obcych Platformie. Bo czymże innym był wykorzystany w kampanii przed wyborami parlamentarnymi w 2011 r. tuskobus? Już po nim były premier próbował innych wariantów tej metody. Człowiek, który został potem uznany przez Polaków za najbardziej kompetentnego polityka w sprawie Ukrainy (na tej fali wygrał eurowybory), „przespał" wybuch protestów na Majdanie, bawiąc się klockami w domu pana Marcina z Płocka, byłego wyborcy PO, który swój żal na władzę wyraził w liście. Dzień później Kaczyński był w Kijowie i przemawiał do tysięcy protestujących w otoczeniu  liderów ukraińskiej opozycji: późniejszego premiera Arsenija Jaceniuka i gwiazdy światowego boksu Witalija Kliczki.

Kopacz jeździ po Polsce i pokazuje nową twarz Platformy, a PiS pozbawił się narzędzi, by jej w tym przeszkodzić

Sprawa ukraińska zdominowała późniejszą kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, ale w niej również PO próbowała wyrwać się z pułapki własnego wizerunku. Sztab wymyślił nawet „mobilne biura wyborcze", które stanęły na ulicach miast. Każdy mógł w nich porozmawiać z kandydatem PO.

Trudno jednak nie zauważyć, że było to bicie głową w mur. Tusk mimo zapowiedzi nie odważył się już wyciągnąć z garażu tuskobusu, a z zejścia kandydatów PO na niższy poziom wynikły same kłopoty. Jak ten, który zafundował były minister finansów Jacek Rostowski, który w lokalnym radiu nie potrafił nawet odmienić nazwy miasta, z którego kandydował w wyborach. Człowiek kreujący się na angielskiego lorda nie mógł przekonać do siebie mieszkańców Bydgoszczy. Ale to nie jego fatalny wynik był problemem całej partii.

Spontaniczność Ewy Kopacz

Wszystkie te zagrywki były po prostu sztuczne i niewiarygodne. Zużywająca się partia władzy potrzebowała nowego otwarcia.

W otoczeniu Kopacz panuje przekonanie, że Tusk nie oczekiwał po swojej następczyni cudów. Że sądził, iż stać ją tylko na przetrwanie do kolejnych wyborów. Choć zapewniał, że PO w kampanii będzie mogła karmić się jego europejskim sukcesem, szybko o tym zapomniał. Zajął się szlifowaniem angielskiego, nie odbierał telefonu od nowej premier, gdy ta nie wiedziała, co zrobić, gdy prezydent Bronisław Komorowski skrytykował kandydaturę Rostowskiego na szefa dyplomacji.

Zdana na siebie Kopacz zaczęła reagować spontanicznie, czyli tak, jak wydawało się jej, że będzie najlepiej. Czasem przynosiło jej to punkty, jak wtedy, gdy podczas protestów górników spotkała się z ich żonami. Innym razem kończyło się krytyką mediów, jak podczas prezentacji rządu, gdy pytana o pomoc Ukrainie opowiedziała się za pragmatycznym izolacjonizmem.

Dla tych, którzy śledzą z uwagą polityczną karierę Ewy Kopacz, nie było to zaskoczeniem. Sejmowi dziennikarze pamiętają konferencje, kiedy jako marszałek Sejmu nie potrafiła wytłumaczyć się ze swoich słów o przekopaniu ziemi w Smoleńsku na  „metr w głąb" albo gdy po przyznaniu wysokich premii wicemarszałkom beztrosko odrzekła, że „Sejm nie jest tylko miejscem stanowienia prawa, ale i zakładem pracy". Potem  wraz z resztą prezydium musiała oddać blisko ćwierć miliona złotych na cele charytatywne.

Ta spontaniczność została umiejętnie wykorzystana do nadania Kopacz nowego formatu, a wraz z nim zmiany wizerunku całego ugrupowania.

PiS pozwolił działać

Mimo afer i przejawów arogancji władzy przy PO pozostaje liczna grupa wyborców. Nowa premier może nie jest ich wymarzonym liderem. Ta część elektoratu, której udało się osiągnąć życiowy sukces, ale wciąż ma kompleks polskiej prowincji, może patrzeć krzywo na jej odwołania do rodzinnego Szydłowca. Ale w dniu wyborów będzie mieć alternatywę w postaci słabej lewicy i znienawidzonego Kaczyńskiego. Będzie musiała zostać z Platformą. Pytanie, jak wielu z tych, którzy byli rozczarowani polityką ciepłej wody w kranie uprawianą przez Tuska, będzie skłonnych zaufać jego następczyni.

W bardzo trudnym położeniu jest główna partia opozycyjna. Kopacz jeździ po Polsce i pokazuje nową twarz Platformy, a PiS pozbawił się narzędzi, by jej w tym przeszkodzić. Deklaracja, że nowa premier nie jest partnerem dla Jarosława Kaczyńskiego, sprawiła, że lider opozycji praktycznie nie może z nią polemizować. Objeżdża więc kraj ze swoim przekazem,  który nie przystaje do nowej rzeczywistości. Gdy premierem był Tusk, a głównym tematem afera taśmowa, hasło „czas na zmiany" było dużo nośniejsze. Jednak do wyborów samorządowych Kopacz (o ile uniknie większych wpadek) trudno będzie wytracić efekt świeżości. Wygląda więc na to, że PO może je wygrać dzięki kredytowi zaufania, który będzie spłacać dopiero po nich.

Ale i wtedy Kopacz będzie coraz trudniejszym celem ataków. Teraz sama tworzy swój wizerunek, mając coraz więcej narzędzi, by go kontrolować. Gdy była bezbronna, bo jej przywództwo podważała wewnętrzna opozycja, a ona nie miała atrybutów premiera, PiS wolał ją bagatelizować. Pozwolił jej samej się zdefiniować. Teraz piłka jest po jej stronie boiska. Trudno będzie ją zabrać.

Rozmowa z jednym z polityków PiS przed exposé Ewy Kopacz. – Zrobiliśmy badania i okazało się, że mieliśmy rację. Linia przyjęta po wyjeździe Donalda Tuska do Brukseli była słuszna. Polacy też uważają, że uciekł przed problemami i zrobił to dla pieniędzy – przekonuje nasz rozmówca.

– To dlaczego notowania PO rosną, a wasze spadają? – pytamy.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”