Nowak nie czuje ciśnienia? Ma rację

Politycy kłamią, żeby przeżyć, a wyborcy to akceptują

Publikacja: 29.10.2014 01:00

„Sławomir Nowak jest raczej gapą i fajtłapą niźli demonem zła”

„Sławomir Nowak jest raczej gapą i fajtłapą niźli demonem zła”

Foto: Fotorzepa

Zachowanie Sławomira Nowaka, związane z niewypełnieniem przez niego obietnicy złożenia mandatu, mówi nam wiele tyleż o nim, co i o polityce. On sam jest zjawiskiem nieciekawym, ale to, co obnażył nam niejako mimowolnie, jest warte opisania.

Nowak – o czym muszę na wstępie napisać – jest mi głęboko niesympatyczny. Uważam go za osobę chamską, butną, arogancką. Bardzo nisko także oceniam to, co pozostawił po swej kilkunastoletniej obecności w sferze publicznej. Poza zdolnościami PR-owskimi nie przejawiał innych talentów politycznych i bilans jego dokonań jest dla niego niekorzystny.

Ale dzięki jego zachowaniom przy okazji niezłożenia przez niego mandatu dowiedzieliśmy się o polityce dwóch ważnych rzeczy (i chwała mu za to). Po pierwsze, że w polityce tylko ci, którzy kłamią, mają szanse na przeżycie. Oraz – po drugie – że owe kłamstwa i nieprawości mają akceptację społeczną.

Wszyscy oszukują

Nowak najpierw zapewniał publicznie, że na zawsze odchodzi z polityki, by po kilkunastu tygodniach stwierdzić, że jego decyzja była subiektywna i że zmienił zdanie. Większość obserwatorów życia społecznego była zszokowana jego zachowaniem. Oczywiście, wykazał się on dziecięcą nierozwagą, bo każdy bardziej doświadczony polityk inaczej i ostrożniej formułowałby wcześniejsze obietnice – że odchodzi (bez dodawania, że na zawsze), że złoży mandat, bo taka – zdaje się – jest wola jego wyborców (ale bez podawania terminów) itp. Wówczas o wiele łatwiej byłoby mu się potem wycofać z wcześniej danej obietnicy.

Użycie sformułowania, że odchodzi „na zawsze", że złoży mandat „za kilka tygodni", dały mediom amunicję, by dziś – gdy zapowiedział, że nie odchodzi i że nie złoży mandatu – atakować go jako uosobienie kłamstwa i obłudy.

Nowak wykazał się więc raczej niefrasobliwością w formułowaniu obietnic niż jakąś nadzwyczajną podłością. Politycy bardziej doświadczeni zrobiliby to samo co on, ale sprytniej – bo używaliby innych słów na osiągnięcie tych samych efektów. Ktoś mądrzejszy od Nowaka, kto przed paroma miesiącami zadeklarowałby odejście z polityki, ale nie mówił, że na zawsze, wracałby dziś do niej bez żadnych problemów. Zresztą mamy taki przykład – Jacka Kurskiego. On też obwieścił światu, że rezygnuje z polityki, ale nie krzyczał dramatycznie z okładki magazynu, że robi to na zawsze. Gdy pięć tygodni po swej deklaracji pojawił się na konwencji PiS, spotkały go – co najwyżej – żarty i kpiny, ale nie powszechny hejt.

Dzięki zachowaniu Nowaka dowiedzieliśmy się o polityce ważnych rzeczy

Nowak jest więc raczej gapą i fajtłapą niźli demonem zła. Zrobił coś, co robią wszyscy w polityce – skłamał, nie dotrzymał słowa, oszukał wyborców. No i co z tego? Robią to wszyscy. Powtarzam – wszyscy. A szczególnie ci najwięksi. Nie ma polityka, zwłaszcza na najwyższych szczeblach, który nie kłamałby, nie oszukiwał wyborców i nie zmieniał zdania.

Zapewnienia Billa Clintona, że „nie miał żadnych stosunków seksualnych z tą kobietą", były tylko jednym z wielu kłamstw, którymi usłana była jego kariera. Być może George W. Bush naprawdę wierzył w swoje słowa, gdy mówił: „Read my lips. No new taxes" („Posłuchajcie uważnie tego, co mówię. Żadnych nowych podatków"), ale parę lat później podniósł podatki, bo taka była potrzeba chwili.

Każdy polityk kłamie. Czasami świadomie i z rozmysłem, a czasami rzeczywistość zmusza go do zmiany obietnic i zobowiązań. Tylko ci, którzy nauczyli się dobrze kłamać, a najlepiej nie składać wiążących obietnic, mogą przetrwać w polityce. Być może to zbyt drastyczne porównanie, ale to jak z prawdą objawioną światu przez Tadeusza Borowskiego, który twierdził, że ludzie szlachetni nie mieli szansy na przeżycie w obozie koncentracyjnym. Człowieczeństwo i szlachetność były luksusem, na który nie mogli pozwolić sobie ci, którzy chcieli przetrwać. Podobnie jest z polityką – tutaj luksusem, na który nie można sobie pozwolić, jest prawda i wywiązywanie się z obietnic.

Wiedzą to doskonale także polscy politycy – tylko ci, co zdradzili po wielekroć swych towarzyszy partyjnych, oszukali wyborców i zmienili zdanie, rządzą dziś świadomością naszych rodaków. Tusk, Kaczyński, Miller, Palikot – wszyscy oni często kłamali i nie dotrzymywali obietnic. Inaczej nie przetrwaliby w świecie, w którym obowiązują takie, a nie inne reguły. Bez tego nie byliby tymi drapieżnikami, które rządzą w naszej dżungli. Byliby – co najwyżej – pożywieniem dla silniejszych i bardzie bezwzględnych od siebie.

Ale oni nigdy się nie wahali – kłamali, kiedy była taka potrzeba, nie realizowali obietnic, gdy okazywało się, że kosztowałoby to ich zbyt dużo, zdradzali, kiedy czuli, że przyniesie im to zysk. Nowak nie zrobił więc niczego, czego wcześniej nie zrobiliby ci, którzy są kochani przez miliony Polaków. Tylko zrobił to od nich mniej zręcznie. Ot i cała jego wina.

Vox populi, vox Dei

Ale casus tego miłośnika drogich zegarków mówi nam o polskiej polityce coś jeszcze ważniejszego – i smutniejszego, jeśli ktoś ma ochotę na uczuciowość. Otóż Nowak – argumentując, dlaczego już nie chce zrzekać się mandatu – stwierdził, że „nie czuje takiego ciśnienia". I miał – znów – absolutną rację. Tego ciśnienia nie ma ze strony jego wyborców. Jest ze strony jego przeciwników. Jest ze strony liderów opinii. Ale nie ma – i tu Nowak trafia w sedno – ze strony jego partyjnych kolegów i, co najważniejsze, jego wyborców.

Idę o zakład, że jeśli tylko PO zdecyduje się na wstawienie go na swoją listę w wyborach do Sejmu, to zdobędzie on mandat z któregokolwiek miejsca. Dlaczego? No właśnie dlatego, że jego wyborcy nie widzą ?w tym, co zrobił, niczego złego.

Czy widzieliby coś złego, gdyby coś identycznego zrobił ktoś z PiS? Oczywiście! Podobnie jak wyborcy PiS są w stanie wybaczyć swoim politykom to, czego nie tolerują u działaczy innych partii – ze szczególnym uwzględnieniem PO.

Elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego uważa język Stefana Niesiołowskiego za niedopuszczalny i łamiący zasady debaty publicznej. ?Ale Niesiołowski zdobywa mandat, bo jego wyborcy kochają go właśnie za to, co i jak mówi. Z kolei elektorat PiS wybierze z każdego miejsca na liście Krystynę Pawłowicz właśnie za to, że mówi językiem Niesiołowskiego – tylko że skierowanym w drugą stronę. To, co oburza u konkurenta, we własnym obozie jest powodem do chwały.

Nowak więc ma absolutną rację, gdy twierdzi, że nie czuje ciśnienia, i – jak sądzę – ma na myśli przede wszystkim swoich wyborców. A to oni przecież dali mu ów mandat – nie dziennikarze, nie liderzy opinii, nie elektorat PiS czy SLD.

Ma więc były minister transportu za sobą argument nie do zbicia – demokratyczne kryterium i demokratyczne zasady. Oraz demokratyczny głos wyborców, czyli najważniejszy i rozstrzygający czynnik. Wszak vox populi, vox Dei.

A że ów bóg przemawia skrzekiem i skowytem? Że jest opiekunem złodziei, kłamców i szalbierzy? Że nagradza za zdradę, krzywoprzysięstwo i wulgarność? No cóż – takiego boga sami sobie wybraliśmy.

Marek Migalski jest politologiem, był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Zachowanie Sławomira Nowaka, związane z niewypełnieniem przez niego obietnicy złożenia mandatu, mówi nam wiele tyleż o nim, co i o polityce. On sam jest zjawiskiem nieciekawym, ale to, co obnażył nam niejako mimowolnie, jest warte opisania.

Nowak – o czym muszę na wstępie napisać – jest mi głęboko niesympatyczny. Uważam go za osobę chamską, butną, arogancką. Bardzo nisko także oceniam to, co pozostawił po swej kilkunastoletniej obecności w sferze publicznej. Poza zdolnościami PR-owskimi nie przejawiał innych talentów politycznych i bilans jego dokonań jest dla niego niekorzystny.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne