Na znanym warszawskim adwokacie ciążą poważne oskarżenia. Miał utrudniać jedno ze śledztw w sprawie tzw. grupy pruszkowskiej, a także przekazać ściganemu listem gończym gangsterowi kserokopię akt śledztwa, które uzyskał jako obrońca innych osób.
Akt oskarżenia w jego sprawie wpłynął do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście w grudniu 2005 r. Dotąd odbyło się jednak tylko 15 rozpraw. Ostatnia dziewięć miesięcy temu. Powód? Choroba sędziego Jana Piwkowskiego. Wojciech Małek, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie, w piśmie do „Rz” zapewnia, że termin rozprawy zostanie wyznaczony, gdy sędzia Piwkowski wyzdrowieje. Zwolnienie kończy mu się we wrześniu.
Piwkowski prowadzi sprawę od 2008 r. Wcześniej, przez prawie trzy lata, nie można było wyznaczyć nawet terminu pierwszej rozprawy. – Sędzia referent, która decyduje o terminie skierowania spraw na wokandę, jest w ciąży i często przebywa na zwolnieniach – tłumaczył „Rz” Małek w marcu 2008 r.
– Nikt nie chce sądzić tak wpływowego prawnika – uważa jeden z warszawskich sędziów. – Przecież wystarczyłoby przekazać sprawę innemu sędziemu.
Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości, twierdzi, że nie chodzi o obawy sędziów, ale o problemy stołecznych sądów. – Gdy kierowałem resortem, zaległości w sprawach karnych przed warszawskimi sądami sięgały ponad 40 proc. wszystkich zaległości w tej kategorii w skali kraju – mówi. Dodaje, że w sądach poza Warszawą takie sprawy są osądzane w ciągu kilku lub kilkunastu miesięcy.