Piotr najbardziej obawia się kontroli drogowej. Nie wie, jak zareagują policjanci, gdy sprawdzą go i okaże się, że za kierownicą siedzi nieboszczyk. Piotr, marynarz, nie żyje, bo 3 sierpnia 2007 roku świnoujska policja wyłowiła z kanału portowego ciało topielca. – Gdy dwa dni po pogrzebie, na który zjechało ponad 70 osób, w tym rodzina z Włoch, usłyszałam w słuchawce jego głos, nogi się pode mną ugięły – opowiada siostra Piotra. – „Piter, my cię właśnie pochowaliśmy” – powiedziała mu. Zrozumiał, że to nie żart, kiedy dzień później stanął na cmentarzu w Polkowicach nad swoim grobem.
Zwykle umiera się raz
Pojawienie się takiego człowieka to szok dla najbliższych. Z jednej strony radość, że żyje, ale z drugiej powrót burzy porządek, który rodzina ustanowiła po jego śmierci. Oni go już pochowali, opłakali, teraz muszą mu na nowo znaleźć miejsce w swoim świecie – mówi psycholog Joanna Heidtmann.
Do „ożywiania” biorą się też urzędnicy. – Przypadki „zmartwychwstania” są bardzo rzadkie – zastrzega Marcin Łochowski, specjalista prawa cywilnego i sędzia Sądu Okręgowego Warszawa Praga. Trudno oszacować ogólnopolską liczbę takich wniosków rocznie, bo w statystykach sprawy o unieważnienie aktu zgonu są zliczane z innymi unieważnieniami aktów stanu cywilnego.