W najnowszym numerze tygodnika Marek Pyza i Bartłomiej Wróblewski przypominają sylwetkę tragicznie zmarłego gen. Sławomira Petelickiego. Zauważają, że znaczną część swego życiorysu wybielał na konto „nowego rozdania" po 1989 r. Mimo że zaprzeczał, iż brał udział w zwalczaniu opozycji, zachowały się dokumenty, z których wynika coś innego - o tym piszą też Sławomir Cenckiewicz i Piotr Woyciechowski.
Pyza i Wróblewski zauważają, że generał obruszał się, gdy nazywano go ubekiem. Wolał określenie „agent wywiadu". Ale Departament I MSW, dla którego pracował 21 lat, wchodził w struktury SB. O latach spędzonych w wywiadzie mówił niewiele, jeśli już - o stanowiskach, jakie zajmował w placówkach.
Autorzy zwracają uwagę na nieścisłości, jakie przedostały się do mediów w związku ze śmiercią Petelickiego, oraz na teorie opisujące rzekome przyczyny samobójczej śmierci: informacje o problemach alkoholowych, a nawet chorobie Alzheimera. Stąd już tylko krok do zrobienia z niego człowieka zupełnie oderwanego od rzeczywistości. Kolportowano też plotki o kłopotach rodzinnych.
Pyza i Wróblewski zaznaczają, że prokuratura nie stanęła na wysokości zadania: śledztwo wszczęto dwa dni po śmierci, decyzja o sekcji zwłok zapadła w poniedziałek, w środę rzecznik prokuratury zapytany przez portal Niezalezna.pl o ostatnie telefony generała ujawnił, że jeszcze nie wystąpiono o billingi.
Przyglądając się tajemnicy zgonu Petelickiego, trzeba pamiętać o wolcie, jaką wykonał po katastrofie smoleńskiej - piszą autorzy. Stał się jednym z najostrzejszych krytyków PO, partii, w której powstaniu znaczący udział miał podobno jego przyjaciel gen. Gromosław Czempiński. Ostro walczył z ministrem obrony Bogdanem Klichem i premierem Tuskiem.