Wiedza religijna zamiast katechezy

25 lat nauczania religii w szkole nie można nazwać całkowitą porażką.

Publikacja: 07.04.2015 21:07

Konrad Sawicki

Konrad Sawicki

Foto: materiały prasowe

Wyprowadzenie religii ze szkół może przynieść więcej korzyści niż strat – taką tezę postawił Michał Szułdrzyński („Szkoła bez religii? Dlaczego nie", „Rzeczpospolita" 31.03. 2015). Nie wiem, czy ma rację. Warto jednak przyjrzeć się tej propozycji, rzetelnie analizując jej ewentualne skutki. I zastanowić się, czy przypadkiem nie można zaproponować innych rozwiązań.

Powrót do PRL

Pierwszy skutek byłby symboliczny. W drugiej dekadzie XXI wieku nadal nie da się uciec od porównań z PRL. Gdy w 1990 roku rząd Tadeusza Mazowieckiego decydował o wprowadzeniu religii do szkół publicznych, rozumiano ten gest jako powrót do normalności. Tak jak Kościół od wieków odgrywał w polskiej historii istotną rolę, a jego obecność w życiu publicznym była czymś oczywistym, tak lekcje katechezy w murach szkolnych wydawały się na swoim miejscu. Rezygnacja z tego miejsca sporej części społeczeństwa będzie się kojarzyła z powrotem do rzeczywistości Polski Ludowej.

Jeszcze większe znaczenie symboliczne miałby ten gest dla Kościoła. Jakkolwiek by argumentować, zawsze pozostanie wrażenie porażki, do której episkopat musiałby się przyznać. Dwudziestu pięciu lat katechizacji w szkołach bez wątpienia nie można nazwać sukcesem. Ale czy jest to jednoznaczna porażka? Nie sądzę. Na kryzys katechezy należy patrzeć przez pryzmat kryzysu wiary jako takiej oraz procesów sekularyzacyjnych. Poza tym czy generalnie polską szkołę III RP można nazwać sukcesem? Jeśli mówimy o porażce katechizacji, to miejmy jednocześnie świadomość, że podobne trudności dotyczą nauczania matematyki czy fizyki.

Kto przekaże tradycję?

Wyprowadzenie religii ze szkół miałoby również skutki społeczne. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że na religię prowadzoną przy kościołach będzie chodziło mniej uczniów, co oznacza mniej posad dla katechetów. Kościoła nie będzie stać na płacenie pensji tak wielu osobom świeckim, więc gdzie się da, będą uczyli księża i siostry zakonne, których wynagrodzenie ustali proboszcz lub biskup. W efekcie na tej zmianie najwięcej stracą świeccy katecheci (w 2009 roku było ich ponad 18 tysięcy). Trzeba by się zatem liczyć z armią kilku–kilkunastu tysięcy ludzi, którzy utracą pracę. A mówimy przecież o osobach, które w znakomitej większości mają rodziny na utrzymaniu. Ci ludzie poświęcili kilka lat życia, by zdobyć teologiczne i pedagogiczne wykształcenie magisterskie, ponieważ i państwo, i Kościół powiedzieli im, że są społeczeństwu potrzebni. Czy więc nagle przestali być potrzebni?

Co więcej, księża, którzy aktualnie pracują w szkołach, utraciliby ubezpieczenia społeczne (grupa około 10 tysięcy duchownych). W obecnej sytuacji prawnej to Fundusz Kościelny – finansowany z budżetu państwa – musiałby wziąć na siebie znaczną część tego ciężaru.

Konsekwencje miałyby również wymiar kulturowy. Gdzie w dobie kryzysu rodziny dzieci uczyłyby się o tradycjach i zwyczajach, które zachowywane są nawet przez osoby niewierzące? Takich jak na przykład: łamanie się bożonarodzeniowym opłatkiem czy też ubieranie choinki. Jeśli taki przekaz odbywałby się tylko w kościołach i tzw. porządnych domach, możemy od razu założyć, że wiele tradycji skazalibyśmy na powolne umieranie.

Kto powie o moralności?

I drugie istotne pytanie. Jaki przedmiot w szkole uczyłby o szeroko pojętej moralności? O tym, że istnieją pewne granice, których nie wolno przekraczać żadnemu człowiekowi; o tym, że są wartości, których praktykowanie pomaga w doskonaleniu człowieczeństwa; o tym, że poszukiwanie dobra, prawdy i piękna zawsze się opłaca, choć nie da się tego przeliczyć na pieniądze? Innymi słowy: skąd dziecko będzie się dowiadywało, że oprócz świata opartego na ekonomii zysku istnieje jeszcze świat ufundowany na wartościach? Nie każda rodzina z tym sobie poradzi. Być może zadanie to winny wtedy przejąć lekcje etyki lub filozofii. Ale jeśli tak, to trzeba się do tego dobrze przygotować.

W szkole i w parafii

Niektóre argumenty Michała Szułdrzyńskiego za tym, by lekcje religii wróciły do salek parafialnych, są słuszne. Wskazuję tu na kilka poważnych mankamentów, jakie może mieć takie rozwiązanie, po to by do dyskusji wprowadzić kolejną alternatywę. W moim przekonaniu obok debaty nad plusami i minusami katechezy w szkole publicznej oraz obok debaty na temat finansowania jej z budżetu państwa (propozycja Leszka Jażdżewskiego) powinniśmy też myśleć nad gruntowną reformą tych lekcji, przy założeniu, że pozostawiamy je tam, gdzie są.

Myślę tu konkretnie o wariancie przekształcenia lekcji katechezy w wiedzę religijną. „Katecheza jest wychowywaniem w wierze dzieci, młodzieży i dorosłych; obejmuje przede wszystkim wyjaśnianie nauki chrześcijańskiej, podawane na ogół w sposób systematyczny i całościowy w celu wprowadzenia wierzących w pełnię życia chrześcijańskiego" – mówi Katechizm Kościoła katolickiego. Uznaje się, że ma ona do spełnienia trzy funkcje: wychowanie, nauczanie i wtajemniczenie (inicjacja). W warunkach szkolnych to ostatnie staje się coraz trudniejsze. Sami teoretycy katechetyki przyznają, że do wprowadzenia w tajemnice chrześcijańskie może dojść tylko we wspólnocie wiary. A ta ma szansę zaistnieć, jeśli nauczyciel i uczniowie szczerze są zainteresowani sprawami wiary. Tymczasem coraz więcej dzieci ze swoich domów nie wynosi żadnych podstaw, na których można by ową wspólnotę oprzeć.

Może więc warto dobrowolnie zrezygnować z programowego wymogu przekazywania wiary podczas lekcji szkolnych, skupiając się na wychowaniu do ogólnoludzkich wartości oraz przekazywaniu wiedzy religijnej? Program tak zreformowanego przedmiotu mogłaby napisać komisja wspólna złożona ze specjalistów od oświaty oraz wykładowców wydziałów teologicznych delegowanych przez różne Kościoły. Uczniowie oceniani byliby wyłącznie za postępy w nauce, a nauczyciele musieliby stosować się do programu będącego pod kontrolą komisji wspólnej. Takie elementy, jak praktyki religijne, przygotowanie do sakramentów i rekolekcje, przeszłyby całkowicie do parafii.

Nauczycieli wiedzy religijnej nie zabrakłoby, ponieważ większość obecnych katechetów ma magisterium z teologii zrobione na wydziałach, które podlegają tym samym ministerialnym wymaganiom co wszystkie inne. Katecheza parafialna gromadziłaby mniejsze grupy dzieci i młodzieży, ale zyskałaby niepowtarzalny walor wspólnoty wiary wzmocniony bliskością świątyni. Czyli idealne okoliczności do inicjacji w chrześcijańskie misterium.

Wspólny interes

Szkoły uczyłyby o tradycji chrześcijańskiej, bez której nie byłoby cywilizacji europejskiej, oraz wychowywałyby do wartości powszechnych. Parafie wzięłyby na siebie ciężar katechezy w pełnym tego słowa znaczeniu. Państwo płaciłoby za prowadzenie lekcji wiedzy religijnej, a Kościół musiałby opłacać katechetów.

Zdaję sobie sprawę, że i ta propozycja nie jest wolna od mankamentów. Jej zrealizowanie wymagałoby kilkuletnich przygotowań oraz sporych nakładów, szczególnie od Kościoła. Ale to Kościołowi właśnie winno najbardziej zależeć, by misja, którą prowadzi z nadania Chrystusa, była jak najbardziej skuteczna z punktu widzenia wiary, niezależnie od kosztów materialnych. Państwu zaś powinno zależeć na solidnym wykształceniu oraz wychowaniu prawych i światłych obywateli. Interes jest wspólny, a dialog konieczny.

Autor jest publicystą, redaktorem „Więzi"

Wyprowadzenie religii ze szkół może przynieść więcej korzyści niż strat – taką tezę postawił Michał Szułdrzyński („Szkoła bez religii? Dlaczego nie", „Rzeczpospolita" 31.03. 2015). Nie wiem, czy ma rację. Warto jednak przyjrzeć się tej propozycji, rzetelnie analizując jej ewentualne skutki. I zastanowić się, czy przypadkiem nie można zaproponować innych rozwiązań.

Powrót do PRL

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Kraj
Nowy sondaż partyjny: KO na pozycji lidera, goni ją PiS. Kto poza Sejmem?
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Kraj
Magdalena Biejat i jej strategia. Co kryje się za hasłem „Łączy nas więcej”?
Kraj
Czy Trump powinien deportować także migrantów z Polski? Wyniki sondażu
Kraj
Polacy zbadają grobowiec tajemniczego faraona
Kraj
Rzeź wołyńska i kwestia przyjęcia Ukrainy do UE i NATO. Co sądzą o tym Polacy?