ExoMars składa się z dwóch części. 14 marca wystartowała z Bajkonuru sonda Trace Gas Orbiter, której celem jest zbadanie zawartości metanu w atmosferze Marsa. Do celu dotrze w październiku. Za dwa lata miał do niej dołączyć łazik marsjański. Wyposażony w zestaw do wierceń nawet na głębokość 2 metrów pod powierzchnią mógł odpowiedzieć na pytanie o istnienie w przeszłości życia poza Ziemią.
Ale na te informacje przyjdzie nam poczekać. Zarówno Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), jak i Rosyjska Agencja Kosmiczna Roskosmos poinformowały, że terminu nie uda się dotrzymać. Problemem jest budowa elementów lądowania łazika (zajmują się tym Rosjanie), jak i jego pokładowych instrumentów (tu odpowiedzialność spada na wykonawców ESA).
– W ostatnim czasie sprawdzaliśmy, czy możemy skrócić okres montażu i testów w taki sposób, aby zmieścić się przed terminem startu w 2018 roku, a jednocześnie żeby ryzyko było akceptowalne – mówi sieci BBC Rolf de Groot odpowiedzialny za zrobotyzowane misje badawcze ESA. – Doszliśmy do wniosku, że nie ma szans, że nie ma co dodawać ryzyka do i tak ryzykownej misji. Przesunęliśmy start na 2020 rok.
Problemem są również pieniądze. Thales Alenia Space i Airbus Defence and Space negocjują z ESA ostateczną sumę za budowę łazika. Odłożenie misji oznaczać będzie kolejny wzrost kosztów.
ExoMars nie ma szczęścia do terminów. Misja dostała zielone światło w 2005 roku. Początkowo ESA miała skorzystać z rakiety Sojuz-2b startującej z Kourou w czerwcu 2011 roku. Byłaby na miejscu dwa lata później. Misję jednak przełożono na listopad 2013 roku, a chwilę później na styczeń 2016 r. Kolejne problemy sprawiły, że ExoMars zaplanowano na 2018 rok. Teraz jednak widać, że nawet tego terminu nie uda się dotrzymać.