Armia izraelska podała właśnie, że na kilku frontach obecnych wojen poległo 891 izraelskich żołnierzy, z czego ponad 700 w Strefie Gazy. Wśród tych ofiar brak wyznawców ortodoksyjnego judaizmu, którzy stanowią 1,3 mln spośród 7,2 mln żydowskich obywateli Izraela. Ci ortodoksyjni Żydzi, haredim, są zwolnieni z obowiązku służby wojskowej.
Ten fakt wzbudza od dawna sporo kontrowersji w izraelskim społeczeństwie i – jak wynika z sondaży – niemal trzy czwarte żydowskich obywateli jest zdania, że wyłączenie haredim ze służby wojskowej jest obecnie nie do utrzymania.
Takiego zdania jest też były minister Joaw Galant. W telewizyjnym oświadczeniu oskarżył premiera Beniamina Netanjahu oraz swego następcę na stanowisku szefa obrony, Izraela Katza, o zagrażanie bezpieczeństwu kraju poprzez wspieranie projektu ustawy utrzymującej w zasadzie obecny stan rzeczy. Powiedział, że został odwołany ze stanowiska ministra obrony w listopadzie ubiegłego roku, ponieważ uważał, że włączenie do armii ortodoksów jest koniecznością militarną.
Bez wsparcia ugrupowań ortodoksyjnych Żydów premier Netanjahu może stracić władzę
W Knesecie toczy się od miesięcy debata nad nową ustawą, przeciwko której występują ugrupowania reprezentujące haredim. A bez ich wsparcia rząd Netanjahu stracić może większość w Knesecie, co otwiera drogę do przedterminowych wyborów. Tego premier Izraela chce za wszelką cenę uniknąć, zwłaszcza w sytuacji toczącego się przeciwko niemu procesowi w sprawach korupcyjnych.
Z informacji izraelskich mediów wynika, że rząd Netanjahu rozważa powołanie w okresie najbliższych dwu lat 10 tys. haredim do armii z 60 tys. będących w wieku poborowym. Mieliby służyć w jednostkach zaplecza, nie będąc narażeni na śmierć. Ale i to napotyka sprzeciw. Zdaniem ortodoksyjnych rabinów haredim są „żołnierzami w armii Boga” i tak powinno pozostać.