„Małe grupy piechoty sondują (rosyjską) obronę, unikając głównych, ufortyfikowanych miejscowości. Rosjanie meldują, że (ukraińskie) oddziały czołgają się i pełzną wszędzie, gdzie są drzewa. Kiedy tylko znajdą słabe miejsce w linii obrony, to ich szybkie grupy manewrowe wykonują błyskawiczny atak” – opisuje walki w rosyjskim obwodzie kurskim jeden z zachodnich analityków.
Ale po prawie dwóch tygodniach walk ukraiński atak dotarł tylko ok. 25–30 km od granicy, a z dużych miejscowości zajęto jedynie przygraniczną Sudżę. Na wschód od niej atakujący utknęli powstrzymani przez świeżo przybyłe oddziały rosyjskie.
Ukraiński dowódca: Kontrolujemy już tysiąc kilometrów kw. terytorium Rosji
Ukraiński głównodowodzący, gen. Ołeksandr Syrśky twierdzi, że jego żołnierze kontrolują już ponad tysiąc kilometrów kwadratowych rosyjskiego terytorium. – Ukraińska armia wykorzystuje taktykę rajdów. Przed głównym zgrupowaniem sił posuwa się wachlarzem kilka małych, mobilnych grup, dość znacznie wyprzedzających główne siły. (...) W tej sytuacji nie można potwierdzić kontrolowania większej części terytorium, o którym mówi Syrśki – zastrzega jednak rosyjski analityk niezależnej Conflict Intelligence Team Aleksiej Alszanskij.
Czytaj więcej
Mimo wszelkich emocji wywołanych wojennym nieszczęściem warto wciąż wracać do kluczowego pytania, także w naszych polskich dyskusjach, jakim celom politycznym służy lub ma służyć tocząca się wojna.
Jeśli celem całej operacji było zagrożenie półmilionowemu Kurskowi, to się nie udało. Do miasta pozostało ponad 60 km, a rosyjska obrona się umacnia.