– Rosjanie robią wszystko, co mogą, by nie pozwolić nam się przegrupować. Chcą znów uderzyć – mówił tygodnikowi „The Economist” dowódca ukraińskiej armii gen. Wałerij Załużny.
Rosyjski prezydent zachowuje się, jakby chciał to potwierdzić. Po raz pierwszy od początku wojny zbliżył się do strefy jej prowadzenia i przyjechał do sztabu swojej armii atakującej Ukrainę. A w poniedziałek – w przeddzień swego ulubionego święta, czyli Dnia Czekisty (dzień funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa) – przyjedzie na Białoruś, po raz pierwszy od 2019 roku.
Według ukraińskich dowódców Rosjanie mogą ruszyć do przodu od połowy stycznia do połowy marca
Na Białorusi stacjonuje kilka tysięcy rosyjskich żołnierzy, w trakcie nalotów na Ukrainę startują stamtąd samoloty, by odciągnąć uwagę, bo same nie biorą udziału w atakach. Ale Aleksander Łukaszenko wymiguje się od wysłania armii do inwazji. Ukraińscy dowódcy obawiają się jednak, że to może się zmienić pod naciskiem Putina.
– (Wokół Kijowa) stworzono solidną obronę, tam są doświadczeni dowódcy. (…) Na ich czele stoi generał Serhij Najew, który tworzył obronę na wschodzie naszego kraju – mówi były zastępca szefa ukraińskiego sztabu generalnego gen. Ihor Romanenko.