Innym obszarem starcia jest amunicja. Stoltenberg wskazał w Bukareszcie, że Rosjanom jej brakuje. Dlatego zwrócili się o nią do Iranu i Korei Północnej. To samo wyzwanie stoi jednak też przed NATO. A to dlatego, że intensywność ostrzału w tej wojnie jest niezwykła. Dość powiedzieć, że samych pocisków artyleryjskich Ukraińcy zużywają kilka tysięcy dziennie, podczas gdy w Stanach do niedawna produkowano ich 15 tys. miesięcznie. Teraz i na tym polu sojusz i Rosja będą więc rywalizować: kto skuteczniej zmobilizuje swój przemysł obronny, ten będzie górą. Ale znowu: potencjał paktu jest tu niepomiernie większy. Do tej pory kraje NATO przekazały Kijowowi broń i amunicję wartości około 40 mld USD, dwie trzecie oficjalnego rocznego budżetu obronnego Rosji. To jednak dopiero początek rozpędzającej się zachodniej machiny obronnej.
– Dla Ukraina to jest starcie o znaczeniu egzystencjalnym, ale dla nas – o znaczeniu moralnym – oddał nastrój spotkania szef słowackiej dyplomacji Rastislav Káčer.
Akcesja Szwecji i Finlandii
W Bukareszcie nikt nie wspominał o podjęciu rokowań pokojowych z Kremlem. Obowiązuje zasada: to jest decyzja, którą muszą podjąć sami Ukraińcy. A także ta, że jeśli Putin wyjdzie z tego konfliktu z choćby częścią ziem podbitych po 24 lutego, wygra.
– Im Ukraińcy odniosą więcej sukcesów na polu walki, tym ich pozycja negocjacyjna będzie silniejsza – postawił kropkę nad „i” Stoltenberg.
Wykuć tę jedność nie było jednak łatwo z dwoma krajami: Węgrami i Turcją. Choć do Bukaresztu został zaproszony szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba, to przecież za sprawą oporu Budapesztu nie mógł wziąć udziału w obradach, a jedynie kolacji we wtorek wieczorem. Węgrzy i Turcy, jako jedyni wśród 30 sojuszników, wciąż nie ratyfikowali przyjęcia do NATO Szwecji i Finlandii. Niektórzy podejrzewają, że Viktor Orbán chce to wykorzystać, aby wymusić na Brukseli zgodę na uwolnienie dotacji z budżetu UE. Ale to była strategiczna gra dalece wykraczająca poza możliwości Budapesztu. Dlatego szef gabinetu Orbána Gergely Gulyás zapewnił, że do ratyfikacji dojdzie, i to jeszcze przed 7 grudnia. – Szwedzi i Finowie są sojusznikami, na których możemy liczyć. I oni też mogą liczyć na nas – oświadczył.
Perspektywy ratyfikacji przez Turcję rozjaśniły się także wraz z wizytą w Ankarze premiera Szwecji Ulfa Kristerssona. Parlament w Sztokholmie przyjął później ustawę (ma wejść w życie w styczniu), która zaostrza walkę z terroryzmem. Chodzi o członków działających na terenie Turcji i Syrii organizacji kurdyjskich.