W niedzielę ukraiński resort obrony informował, że Rosja w ciągu trwających od czwartku walk straciła na Ukrainie 150 czołgów, ponad 700 opancerzonych samochodów oraz 4 300 żołnierzy. Walki trwają na wschodzie, na południu i na północy kraju. Rosyjskie siły próbowały wedrzeć się do stolicy od zachodniej strony podkijowskich miejscowości Hostomel, Bucza i Irpień. Jednak doradca w biurze prezydenta Ukrainy zapewnia, że ukraińskie siły powstrzymały Rosjan przy pomocy artylerii i lotnictwa.
Tymczasem Rosja wysłała do białoruskiego Homla samolot ze swoimi przedstawicielami i ogłosiła, że czeka na ukraińską delegację, by rozpocząć rozmowy. Kreml wystawił też warunek, że będą czekali tam na Ukraińców do godziny 15 czasu białoruskiego (13.00 czasu polskiego).
- Oświadczam, że przedstawicieli Ukrainy tam nie będzie. Taki format rzeczywiście był omawiany. Ale w ostatniej chwili rozmówcy Federacji Rosyjskiej postawili warunek, że ukraińska armia powinna najpierw złożyć broń. Natychmiast otrzymali propozycję, by pójść śladem „rosyjskiego okrętu wojennego” (chodzi o odmowę złożenia broni przez ukraińskich żołnierzy na Wyspie Żmij - red.). Dlatego ich wypowiedzi i decyzje o tym, by jechać do Homla mimo wszystko – to jedynie presja informacyjna i próba przełożenia odpowiedzialności za zerwanie rozmów na Ukrainę – oświadczył rzecznik ukraińskiego prezydenta Serhij Nykyforow.
Czytaj więcej
Białoruski dyktator, Aleksandr Łukaszenko oświadczył, że na Ukrainie nie ma "ani jednego białoruskiego żołnierza".
Doradca w biurze ukraińskiego prezydenta, kpt. Oleksij Arestowycz twierdzi, że Kijów nie ma najmniejszych powodów, by przyjmować warunki Rosjan. - To, że wysyłają swoich przedstawicieli na rozmowy, nie konsultując z nami tego wcześniej, świadczy jedynie o tym, że odnoszą poważne straty. Nie wiedzą co robić, ich siły dokonują jakichś chaotycznych i gwałtownych ruchów pod ostrzałem naszej artylerii. Z rozmów rosyjskich wojskowych, które przechwytujemy widzimy, że panikują – mówi „Rzeczpospolitej” Arestowycz. - Proponowali nam kapitulację, pośmialiśmy się i powiedzieliśmy im, że możemy wskazać miejsce, gdzie mogą złożyć swoją broń. Będziemy walczyć tyle, ile będzie potrzeba. Mają już takie straty, że nie ma gdzie ich przechowywać – twierdzi. Nie podaje liczby poległych żołnierzy ukraińskich. - To nie są duże straty. Dokładne liczby podamy po wojnie, w czasie wojny tego się nie robi – mówi. Dodaje z przekonaniem, że jeżeli Ukraina nie siądzie do stołu rozmów z Rosjanami i przetrwa w tej wojnie, to bliski będzie koniec rządów Władimira Putina. - Do tego właśnie zmierzamy – rzuca.