Dwa kraje arabskie - Zjednoczone Emiraty i Bahrajn - zawarły dzisiaj porozumienie pokojowe z Izraelem. Wynegocjowali to Amerykanie. Izrael nie jest już tabu dla monarchii znad Zatoki Perskiej. Także dla tej najważniejszej, Arabii Saudyjskiej, choć ona jeszcze oficjalnie nie ogłosiła normalizacji z Izraelem, jeszcze się przygląda i nasłuchuje reakcji arabskiej ulicy, ale Bahrajn jest na tyle od niej politycznie zależny, że można powiedzieć, że to i saudyjska decyzja.
Możni znad Zatoki stają się teraz arabskimi trendsetterami, będą mieli następców - i na Bliskim Wschodzie, i w Afryce (chętny jest tam zwłaszcza biedny Sudan).
W ten sposób tworzy się nowy podział w świecie muzułmańskim, szczególnie tym w pobliżu Europy. Sojusz Izraela i monarchii sunnickich jest skierowany przeciw szyitom pod wodzą Iranu. Nie podoba się on także sunnickiej, ale nie arabskiej Turcji. Co może stanowić problem dla całego Zachodu - Turcja jest przecież sojusznikiem USA i wielu państw europejskich jako kluczowy członek NATO. Ale nie musi - rywalizacja Turcji i państw Półwyspu Arabskiego nie wymaga jednoznacznego opowiedzenia się po jednej ze stron.
W ten sposób także kwestia palestyńska po długich dekadach przestaje dominować w stosunkach Zachodu ze światem arabskim. Palestyńczycy są oburzeni, czują się zdradzeni przez hojnych sojuszników znad Zatoki. Emiratczycy, zachwyceni możliwościami współpracy z Izraelczykami, tłumaczą im, że kiedyś i oni na tym skorzystają, choć jeszcze nie sposób sobie wyobrazić szczegółów. Na razie - wstrzymane zostało zagrożenie aneksji przez Izrael Zachodniego Brzegu Jordanu, a ona pogrzebałaby plan powstania państwa palestyńskiego.
Trzeba pamiętać, że Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty to nie są wzory demokracji i wolności. Czy Saudyjczycy nie będą cięli na kawałki swoich dysydentów, gdy i oni w końcu dogadają się z Izraelczykami? Pytanie jest uzasadnione, choć nie przysłania znaczenia podpisanego we wtorek porozumienia.