W październiku 2016 roku, kilka tygodni przed wyborami prezydenckimi w USA, na portalu WikiLeaks opublikowano tysiące maili wykradzionych przez rosyjskich hakerów z prywatnej skrzynki szefa sztabu Hillary Clinton Johna Podesty.
– Jestem w polityce od prawie pięciu dekad, ale po raz pierwszy biorę udział w kampanii, w którą wplątane są rosyjskie agencje wywiadu – mówił wówczas Podesta.
Nie wiem, na jakiej podstawie polscy politycy uznali, że to, co wydarzyło się w USA, nie może wydarzyć się nad Wisłą. Najwyraźniej się wydarzyło, a polskie państwo wydaje się być rozpaczliwie bezradne. Nie, to nie ironia, bo sprawa jest śmiertelnie poważna. I to na kilku poziomach. Okazuje się bowiem, że najważniejsi politycy w państwie komunikowali się za pomocą prywatnych skrzynek mailowych. I nawet jeśli w załącznikach nie było dokumentów klauzulowanych, to osoby, które wykradały tysiące maili, mają dostęp do sposobu działania, myślenia czy reagowania polskich władz. Nawet jeśli nie zdradzano tajemnic państwowych, wykuwano w tych wiadomościach strategie dotyczące polityki wewnętrznej, a nawet międzynarodowej. Ktoś ma dziś kolosalną wiedzę na temat funkcjonowania obecnego rządu. A jeśli teraz będzie ją stopniowo ujawniał, ma szerokie pole do popisu w akcjach dezinformacyjnych. Wszak przeglądając dokumenty na rosyjskich portalach, nie będziemy mieli nigdy pewności, że nie mamy do czynienia z materiałami sfabrykowanymi.
Rzecznik rządu Piotr Müller ostrzegł na konferencji prasowej, że w najbliższych tygodniach Polska stanie się areną zmasowanych działań dezinformacyjnych, tym samym przyznał de facto, że polskie służby nie zabezpieczyły najważniejszych osób w państwie przed wyciekiem, że procedury nie działają, że osłona kontrwywiadowcza nie istnieje. Nadzorca służb specjalnych Mariusz Kamiński zna się może i na łapaniu skorumpowanych wójtów czy radnych, ale nowoczesne służby specjalne to coś więcej niż CBA, które jest jego ulubionym dzieckiem. W dobie działań hybrydowych, wojen informacyjnych, w sytuacji coraz większej komputeryzacji całego państwa, są to sprawy o krytycznym znaczeniu. Nie mam wrażenia, by wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński czy koordynator służb specjalnych znali się na tym, jak mają wyglądać nowoczesne służby w dobie cyberkonfliktów. Sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, że służby państwa, które jest liderem w tej dziedzinie, Izraela, miały ostrzegać Polskę przed wyciekiem już kilka miesięcy temu.
Niestety, zamiast grać w otwarte karty, rząd wybrał działania propagandowe. Tajne posiedzenie Sejmu, na którym nie przedstawiono żadnych ważnych informacji, jest tylko piarowską zagrywką, próbą odwrócenia uwagi od kompromitacji polskiego rządu, jaką jest włamanie na konto ministra Michała Dworczyka. Po posiedzeniu jest więcej pytań niż odpowiedzi. PiS stosuje jednak swoją ulubioną taktykę – siebie przedstawia jako ofiarę działań rosyjskich, a opozycję i opinię domagającą się wyjaśnień oskarża o udział w idącej ze wschodu akcji dezinformacyjnej.