Po wygranym meczu z Rumunką Simoną Halep, w przerwach między zachwytami, tenisowi eksperci pytali, jak wytrzyma presję, jak poradzi sobie z nadziejami, które rozbudziła. Dziś już wiemy: poradziła sobie świetnie, właśnie wtedy zdała drugą w tym roku maturę, do końca turnieju panowała na korcie niepodzielnie. Co do jej tenisowych atutów od dawna nie było wątpliwości, bo są ewidentne, ale dojrzewanie to bardzo trudna rzecz, a dojrzewanie na oczach publiczności to już Himalaje.
Iga Świątek osiągnęła wielkie zwycięstwo w sporcie, który swoich bohaterów wynagradza wielkimi pieniędzmi, globalną sławą i statusem bliskim gwiazd filmu i estrady. To sprawia, że po sukcesie przychodzi być może jeszcze trudniejsza próba. Nie wszyscy ją wytrzymują, trzeba mieć chłodną głowę i mądrych ludzi wokół siebie. Iga Świątek takich ma, to oni sprawili, że z dziewczyny, której reakcje na korcie trudno było przewidzieć, stała się zawodniczką grającą tak jak w Paryżu - najlepiej w momentach trudnych.
Teraz będzie musiała wykazać się podobnymi zaletami w starciu z machiną mediów społecznościowych, umizgami władzy, która zechce jej sukces przedstawić jako własny, z zainteresowaniem wszystkim co robi i czego nie robi. Wydaje się, że jest dobrze uzbrojona na tę podróż i oby ze wsparciem swego sztabu wygrała i ten mecz.
Czy jej sukces coś zmieni w polskim tenisie? Boomu wywołanego przez Wojciecha Fibaka w innych ustrojowych realiach nie ma nawet co wspominać, ale w pamięci jest jeszcze „polski Wimbledon” z roku 2013, półfinały Agnieszki Radwańskiej i Jerzego Janowicza, wielka feta w pałacu prezydenckim, obietnice stworzenia tenisowego centrum, w którym zdolna młodzież mogłaby pracować z najlepszymi trenerami.
Dziś już wiemy, że nic z tego nie wyrosło. Polski tenis organizacyjnie nie zbliżył się nie tylko do najbogatszych krajów, gdzie jego rozwój wspierany jest przez ogromne pieniądze z turniejów wielkoszlemowych, ale nawet do wskazywanych od dziesiątków lat jako przykład Czech i Słowacji.