A miało być tak pięknie: Sławomir Mentzen był na najlepszej drodze do zostania czarnym koniem wyborów prezydenckich 2025. Sondaże dawały mu po kilkanaście procent głosów poparcia i pewne trzecie miejsce w stawce. A to już by ostatecznie potwierdziło siłę Konfederacji i udowodniło tzw. normalsom, że to jedyna realna alternatywa wobec duopolu POPiS.
Krzysztof Bosak z Przemysławem Wiplerem mogliby wreszcie rozpocząć swój wymarzony marsz do centrum, po masowego wyborcę. I po wyborach prezydenckich już bez obaw o wywrócenie całego projektu pozbyliby się z partii Grzegorza Brauna i jego Konfederacji Korony Polskiej, którzy byliby już tylko obciążeniem.
Po co Grzegorz Braun startuje w wyborach prezydenckich?
Ale Grzegorz Braun, niczym trener osobisty, w sytuacji, w której inni widzieliby zagrożenie, dostrzegł szansę. Bo co jak co, ale akurat politykę to on rozumie doskonale. Start w wyborach prezydenckich był dla niego jedyną racjonalną decyzją. Zdążył jeszcze na odchodnym zbudować mit bycia dyskryminowanym w Konfederacji, żądając większych pieniędzy oraz „uczciwego” podziału wpływów w partii, i pokazując zwolennikom, że to nie on rozbija sześcioletni, zaskakująco udany wspólny prawicowy projekt, ale to „oni” go z niego wypychają.
Czytaj więcej
Sąd partyjny Konfederacji zadecydował o usunięciu europosła Grzegorza Brauna z tego ugrupowania. To pokłosie decyzji Brauna o starcie w wyborach prezydenckich w 2025 r.
I w zasadzie ma rację. Konfederacja zrobiła swoje, Konfederacja może odejść na śmietnik historii. Bosak z Wiplerem powalczą teraz o normalsów, a Braun musi połączyć siły z wyoutowanym już wcześniej Januszem Korwin-Mikkem. Od dłuższego czasu jedyną niewiadomą było tylko to, który z panów da twarz nowemu projektowi w wyborach prezydenckich. Bo było jasne, że nie mogą takiej promocyjnej szansy przegapić.