Jeszcze parę dni po zakończeniu wyborów do Parlamentu Europejskiego trwać będą w poszczególnych partiach rozliczenia, analizy i wyciąganie wniosków. Ale to płynnie przejdzie w przygotowania do kolejnych wyborów – prezydenckich, które odbędą się już za niecały rok, w maju 2025 roku.
Jaki wniosek płynie z wyborów do Parlamentu Europejskiego dla przyszłorocznych wyborów prezydenckich
Wybory do Parlamentu Europejskiego – ostatnia próba przed przyszłorocznym wyścigiem do Pałacu Prezydenckiego – wbrew oczekiwaniom nie przyniosły rozstrzygnięcia co do tego, w jakim kierunku może się potoczyć polityka. Na partie koalicji 15 października w ostatnią niedzielę oddano 50,27 proc głosów. Tymczasem na partie prawicowe, mające zupełnie inną wizję przyszłości Polski w UE i stojące w podobnym miejscu, jeśli idzie o spór kulturowy, czyli na PiS i Konfederację, oddano 48,24 głosów. To zaś oznacza, że możemy założyć, że w przyszłorocznych wyborach zmierzą się ze sobą dwa potężne bloki – narodowo-konserwatywny i progresywno-liberalny.
Czytaj więcej
Donald Tusk i jego Koalicja Obywatelska zdobyli 37,1 proc. głosów, wyprzedzając PiS o zaledwie 1 pkt proc. Tusk umacnia pozycję na krajowej i europejskiej scenie, dostając silny mandat. PiS przegrywa, ale ma na tyle duże poparcie, by móc rywalizować z Platformą.
Zapewne ten drugi ma większe szanse na to, by obsadzić fotel prezydenta, ale dziś widzimy, że stoją naprzeciw siebie dwie wielkie siły, a o wyniku mogą zdecydować pojedyncze punkty procentowe albo nawet ich dziesiąte części. W dodatku, jeśli kandydatem obozu postępowego zostanie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski i będzie realizował swoją agendę ze stolicy (zdejmowanie krzyży z urzędów), może dojść do rozłamu, jeśli idzie o poparcie wyborców koalicji 15 października. Dość przypomnieć, że sondaż IBRIS sprzed kilku dni pokazał, że 56 proc. Polaków krytycznie ocenia tę decyzję, pochwala ją ledwo co trzeci ankietowany. Większość wyborców PSL i część wyborców Trzeciej Drogi nie chce bowiem wojny ideologicznej. To trochę sytuacja podobna do kwestii aborcji. Nie ma dziś w Sejmie większości, która zagłosowałaby za legalizacją przerywania ciąży na życzenie do 12. tygodnia.