Trudno powiedzieć, czy poniedziałkowa debata w TVP zasadniczo zmieni bieg kampanii i wyniki wyborów. Tak w Polsce już bywało, zwłaszcza wtedy, gdy – jak w tym roku wynik zależał od stosunkowo niewielkiej liczby głosów dających przewagę jednej ze stron. Zdarzały się też debaty, które niespodziewanie katapultowały jednego z antagonistów, zmieniając dotychczasowe trendy. Tak było choćby w przypadku debaty Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim w 1995 r. czy tej z roku 2015, kiedy niespodziewanie dobry efekt wystąpienia Adriana Zandberga pogrążył lewicę i dał władzę PiS.
Jak powiadają eksperci, debatę rzadko kiedy się wygrywa, natomiast bez wątpienia można ją spektakularnie przegrać. I właśnie to praprzyczyna tegorocznej decyzji Jarosława Kaczyńskiego, który nie zdecydował się na telewizyjną konfrontację z Donaldem Tuskiem. Można do tej decyzji dorabiać taką czy inną ideologię, ale prawda jest jedna. Mocno starzejący się przywódca PiS świetnie wie, że z młodszym, pewniejszym siebie, rozgrzanym w kampanii i sprawnym retorycznie liderem PO nie wygra. Nie sprosta ani jego wizerunkowi, ani umiejętności panowania nad słowem. Z tym ostatnim, co ostatnio często widać w kampanii, Kaczyński ma coraz większy problem.
Czytaj więcej
Debata wyborcza organizowana przez TVP budzi wielkie emocje. Szeroko komentowana jest decyzja lidera obozu władzy, który nie weźmie w niej udziału.
Klapa więc, gdyby zdecydował się na konfrontację, byłaby więcej niż prawdopodobna. Jak to oceniają Polacy? W sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej” i RMF FM zdecydowana większość, 58,6 proc., uważa, że jego decyzja nie była słuszna. Za właściwą uważa ją 27,6 proc. Uwaga! To sporo poniżej poziomu wyborczego poparcia dla PiS. Mimo że odruch lojalności wobec prezesa w kręgach zwolenników władzy powoduje, że 64 proc. z nich nie wątpi w słuszność jego decyzji, 13 proc. się z tym nie zgadza, a aż 22 proc. nie wie, co powiedzieć. Zadziwiający wyłom.
Ale zostawmy elektorat PiS. Tu Donald Tusk, choćby zatańczył w debacie rumbę z podskokami, zwolenników nie pozyska. Kluczem są niezdecydowani, którzy w sprawie decyzji Kaczyńskiego podzieleni są niemal równo. To z ich grupy, w wypadku spektakularnego sukcesu Tuska, będą się rekrutowały tak niezwykle potrzebne opozycji dodatkowe punkty dla KO; w wypadku zaś klęski punkty dla rządzących. Ryzyko jest więc niemałe.