Nic w ostatnich latach nie służyło tak bardzo interesom Władimira Putina jak rozbijanie jedności Zachodu poprzez podważanie rządów prawa i demokracji. W ten sposób Unia nie tylko straciła możliwość podejmowania efektywnych, skutecznych decyzji, ale przede wszystkim zatarła się różnica między autorytarnymi systemami władzy na Wschodzie a przywiązanym do wolności Zachodem.
Marine Le Pen mówiła w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że „Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów”. A jednak była przyjmowana z honorami głowy państwa przez Mateusza Morawieckiego
Nikt w Unii dalej nie zabrnął w tym kierunki niż Viktor Orbán. Do tego stopnia, że amerykańska Heritage Foundation nie uważa już Węgier za pełną demokrację. Tyle, że węgierski przywódca, który dziś stał się zaufanym człowiekiem Kremla, znalazł niezwykłe wsparcie w ostatnich siedmiu latach w Polsce rządzonej przez PiS. Tu hasłem była budowa „Budapesztu w Warszawie”. Mając za sobą piąty co do znaczenia kraj Wspólnoty, Orbán mógł bez przeszkód demontować wolność nad Dunajem.
Czytaj więcej
Prezydent Andrzej Duda ogłosił, że podpisuje ustawę ws. komisji ds. rosyjskich wpływów i jednocześnie kieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego w tzw. trybie następczym.
W tej logice polskie władze szły jednak dalej. Jak choćby gdy w grudniu 2021 r., na trzy miesiące przed rosyjską inwazją, Marine Le Pen mówiła w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, że „Ukraina należy do rosyjskiej strefy wpływów”. A jednak była przyjmowana z honorami głowy państwa przez Mateusza Morawieckiego. To było wsparcie, którego liderka skrajnie prawicowego Zjednoczenie Narodowego potrzebowała jak powietrza przed wyborami prezydenckimi we Francji w kwietniu. W ten sposób szef polskiego rządu wydatnie przyczynił się do umieszczenia na czele drugiego co do znaczenia kraju Unii sojuszniczki Putina. Ostatecznie Le Pen dostała szokujące 41,1 procent głosów.