Bogusław Chrabota: O sile rażenia nieuzbrojonej rakiety

To niebywałe, że jedna – i to będąca de facto atrapą – stara rosyjska rakieta potrafiła obnażyć słabość polskiego systemu obronności.

Publikacja: 15.05.2023 03:00

Bogusław Chrabota: O sile rażenia nieuzbrojonej rakiety

Foto: Fotorzepa, Maciej Zieniewicz

To, że przez lata zaniedbywaliśmy obronę przeciwlotniczą kraju, jest dość oczywiste dla większości ekspertów. Do wojny w Ukrainie ze strony władzy politycznej słyszało się głównie pokrzykiwania o zwiększeniu zasobu ludzkiego armii. Nowoczesnej technologii, choć na stole były liczne propozycje, bano się jak ognia, zaklinając rzeczywistość bredniami o rzekomych możliwościach Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Dopiero zbliżający się konflikt na Wschodzie, a w ślad za nim luty 2022 r., wzbudził prawdziwą panikę i skłonił do decyzji o zakupach. Tu z kolei pojawił się pośpiech, umowy podpisywano szybko i sprawnie, ale bez specjalnej troski o wsparcie offsetowe dla polskiego przemysłu. To – rzecz jasna – bardzo źle, choć bez wątpienia podejmujących decyzje usprawiedliwia na krótką metę kwestia natychmiastowego zwiększenia bezpieczeństwa państwa. Na tym tle wydarzenia z grudnia i awantura, która wybucha na szczeblach kierownictwa systemu obronności państwa teraz, w maju, wydają się cytatami z jakiegoś najgorszego sennego koszmaru.

Czytaj więcej

Tomasz Siemoniak: Polska nie jest bezpieczna

Zagubiona (albo nie) rosyjska rakieta spada gdzieś w Polsce i kompletnie znika z „monitora” polskiej obronności. Co więcej, o jej locie jesteśmy uprzedzeni, podwyższa się gotowość bojową, podrywa z lotnisk samoloty wojskowe, a nawet zaczyna poszukiwania. I nagle je przerywa, by szczątki rosyjskiej broni wiele miesięcy później znalazła osoba prywatna. Kuriozum, nieprawdaż?

W tej sprawie ktoś ewidentnie dokonał zaniedbań, ktoś kłamie, ktoś próbuje ukryć własną odpowiedzialność. Czy fotografujący się z lubością na tle nowoczesnego sprzętu i pozujący na polskiego Wołodymyra Zełenskiego minister Mariusz Błaszczak, czy oskarżani przez niego wojskowi – tego nie wiemy. Ale trzeba to bezwzględnie wyjaśnić.

Czytaj więcej

Marek Kozubal: Zimna wojna na szczytach

Bardzo ważnym akcentem jest zachowanie prezydenta Andrzeja Dudy, który w tym sporze staje po stronie generałów. To z jednej strony w kluczowym dla obronności kraju momencie obrona przed chaosem w polskiej armii, z drugiej strony jednak niemal wskazanie palcem na tych, którzy realnie ponoszą winę. Wskazanie zresztą nie pierwsze; w tej kwestii prezydenta zdążył już wyprzedzić premier Mateusz Morawiecki, który dość szybko (i w sposób nie całkiem dla mnie zrozumiały) wskazał własnego ministra.

W jakiej sytuacji jesteśmy dziś, dokładnie w połowie maja, w przededniu spodziewanej od dawna ukraińskiej ofensywy, która tylko zwiększy ryzyko zagrożeń polskiego bezpieczeństwa? Mamy konflikt zarówno na linii MON–dowództwo armii, jak i poziomie relacji MON-u z ośrodkiem prezydenckim. I to konflikt nierozwiązany. Prócz tego, co oczywiste, jakiś (duży lub mały) problem z wiarygodnością w oczach sojuszników i perspektywę „czystek” w polskiej armii, bo przecież zwolnienie najwyższej kadry dowódczej musi pociągnąć za sobą lawinę dymisji na niższych szczeblach. Jak niebezpieczna (i w gruncie rzeczy absurdalna) to sytuacja, nikogo nie trzeba pewnie przekonywać.

Czego oczekuję? Wyjątkowo pilnego rozwiązania tej sytuacji z możliwie najmniejszymi stratami dla polskiego systemu obronności, nawet jeśli to będzie bolesne dla wizerunku partii rządzącej. Bo przecież nie może być tak, że jedna, możliwe, że testowa, a na pewno nieuzbrojona rosyjska rakieta ma siłę wybuchu kilkudziesięciu kiloton, choć tylko w sferze polskiej  polityki. Gdyby nasi wrogowie dostali potwierdzenie, że to działa, mogliby używać tej broni dużo częściej i nie mniej skutecznie.

To, że przez lata zaniedbywaliśmy obronę przeciwlotniczą kraju, jest dość oczywiste dla większości ekspertów. Do wojny w Ukrainie ze strony władzy politycznej słyszało się głównie pokrzykiwania o zwiększeniu zasobu ludzkiego armii. Nowoczesnej technologii, choć na stole były liczne propozycje, bano się jak ognia, zaklinając rzeczywistość bredniami o rzekomych możliwościach Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Dopiero zbliżający się konflikt na Wschodzie, a w ślad za nim luty 2022 r., wzbudził prawdziwą panikę i skłonił do decyzji o zakupach. Tu z kolei pojawił się pośpiech, umowy podpisywano szybko i sprawnie, ale bez specjalnej troski o wsparcie offsetowe dla polskiego przemysłu. To – rzecz jasna – bardzo źle, choć bez wątpienia podejmujących decyzje usprawiedliwia na krótką metę kwestia natychmiastowego zwiększenia bezpieczeństwa państwa. Na tym tle wydarzenia z grudnia i awantura, która wybucha na szczeblach kierownictwa systemu obronności państwa teraz, w maju, wydają się cytatami z jakiegoś najgorszego sennego koszmaru.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich