Hiszpania kupująca amerykańskie F-35 zamiast europejskich myśliwców opracowywanych przez konsorcjum, w którym sama uczestniczy, nie jest jeszcze dowodem na nagłą zmianę kursu przez Madryt. Jeśli dojdzie do transakcji, nie będzie to oznaczało, że rząd Pedro Sáncheza stał się nagle eurosceptyczny. Przyczyny są bardziej prozaiczne: w obliczu wojny w Ukrainie państwa europejskie szukają możliwości szybkiego wzmocnienia wojskowego. Chcą kupić najlepsze, co jest na rynku. A samolotów nowej generacji z programu FCAS jeszcze nie ma i prawdopodobnie długo nie będzie.
Czytaj więcej
Gdy konflikt u granic, nie czas na eksperymenty. Hiszpania dołącza do krajów Unii, które wybrały amerykański myśliwiec.
Ale problemy z rozwojem FCAS pokazują, jak trudno budować europejski przemysł obronny. Nowoczesne samoloty wymagają takich nakładów finansowych, że pojedyncze państwa – poza Stanami Zjednoczonymi – nie poradzą sobie z takim projektem. Wymaga to budowania wielonarodowych konsorcjów, co jest możliwe, ale w oczywisty sposób może być źródłem konfliktów: kto ile wnosi, kto ile dostaje. FCAS jest tego przykładem.
Najlepszym forum do rozwiązywania konfliktów i tworzenia otoczenia gospodarczego, w którym korzyści mogą odnosić i większe, i mniejsze państwa, jest Unia Europejska. Bruksela próbuje od lat przekonać państwa członkowskie, żeby zdecydowały się na ścisłą współpracę w przemyśle obronnym. Pewne sukcesy ma: są pierwsze unijne fundusze na projekty badawcze, jest europejska lista wielonarodowych projektów. Tyle że skala inwestycji jest ciągle niewielka, a nieufność między partnerami spora. Zamiast decydować się na projekty o europejskiej wartości dodanej, państwa zgłaszają propozycje, które i tak chciałyby zrealizować ze środków krajowych. Dodatkowo wiele z nich, w tym Polska, co prawda na wszelki wypadek do projektów się zgłasza, ale generalnie z dużą nieufnością odnosi się do samego celu współpracy zbrojeniowej, czyli zwiększenia europejskiej autonomii strategicznej.
I właściwie trudno się temu dziwić. Ostatnie dane pokazują, że głównymi dostawcami sprzętu do Ukrainy są – po USA – Wielka Brytania, już poza UE, i Polska, tradycyjnie sceptyczna wobec obronnych ambicji Unii. A przez ostatni miesiąc Francja i Niemcy, wielcy zwolennicy autonomii strategicznej UE, w ogóle żadnej broni do Ukrainy nie wysłały. Sprzęt wojskowy to nie jest dobro przemysłowe jak każde inne, wiążą się z nim sojusze bezpieczeństwa. A na tym rynku USA są obecnie bezkonkurencyjne.