Tym z Państwa, którzy często latają, zdarzyła się pewnie nieprzyjemna sytuacja, gdy samolot wpada w turbulencję, leci nagle jak w studnię kilkadziesiąt metrów w dół, a nieprzypięci pasami pasażerowie walą głowami w schowki na bagaże. Coś podobnego właśnie przeżywamy w gospodarce.
Środowe dane GUS za drugi kwartał tego roku (kwiecień-czerwiec) pokazały wprawdzie 5,3-proc wzrost PKB, licząc rok do roku, ale także 2,3-proc. wyrównany sezonowo spadek w stosunku do kwartału pierwszego, kiedy urobek polskiej gospodarki rósł jeszcze w tempie 2,5 proc. kwartał do kwartału. Jeśli trzeci kwartał, który obejmuje letnie miesiące, również przyniesie spadek PKB, co jest bardzo prawdopodobne, oznaczać to będzie, że weszliśmy – jak to mówią ekonomiści – w techniczną recesję. Gospodarka się faktycznie kurczy, mimo że – statystycznie rzecz biorąc – porównanie z okresem sprzed roku nadal będzie na plusie.
Czytaj więcej
Aktywność w polskiej gospodarce, mierzona produktem krajowym brutto, zmalała w II kwartale o 2,3 proc. Nie licząc II kwartału 2020 r., gdy gospodarkę paraliżowały restrykcje związane z pandemią, to najgorszy wynik od 1996 r.
Sama w sobie techniczna recesja – mimo, że owo słowo na „r” brzmi przerażająco – nie musi być wielkim nieszczęściem. Pod warunkiem, że potrwa krótko, np. tylko dwa kwartały, a gospodarka szybko osiągnie równowagę. W naszym przypadku jednak niepokoi to, że nadciągnęła wcześniej niż przewidywali ekonomiści, przepowiadający ją dopiero na jesień. Hamowanie jest więc szybsze niż można się było spodziewać.
Istotne jest, jak na pesymistyczne dane reagować będą przedsiębiorcy, którzy zaraz po wakacjach zaczną planowanie budżetów firm na rok 2023. Jeśli przerażeni niepewnością i kurczącym się popytem ze strony konsumentów zmagających się z wysoką 15,6-proc. inflacją nastawią się na recesyjne cięcie kosztów, ostre hamowanie gospodarki się pogłębi i stanie samospełniającą się przepowiednia.