Jesteśmy gazetą rynkową, więc trudno nam się zgodzić z takimi formami ingerencji państwa w gospodarkę jak interwencjonizm czy protekcjonizm, a przecież o to chodzi, gdy mówimy o wymuszonym przez państwo obniżeniu cen na stacjach paliw. Z jednej jednak strony są nasze – najsłuszniejsze choćby – poglądy, z drugiej – twarde fakty. A te są takie, że ciężko w przypadku Polski mówić o wolnym rynku zarówno w produkcji, jak i dystrybucji paliw. Jeśli bowiem mamy relatywnie duży wybór na rynku stacji paliw, to produkcja jest zmonopolizowana przez dwie, kontrolowane przez państwo, spółki paliwowe, a niedługo będziemy mieli do czynienia z realnym monopolem.
Mam świadomość, że podobnie jest w większości krajów świata. Państwo przejmuje bądź (jak u nas) kontroluje kluczowe firmy nie tylko ze względu na ich gigantyczne zyski, ale przede wszystkim po to, by używać je w celach politycznych. Te ostatnie bywają z wysokiej półki, jak choćby zagwarantowanie sobie kontroli strategicznej, ochrona przed przejęciem czy wybór zagranicznego partnera, a niekiedy z najniższej, jak gospodarczy populizm, czyli manipulowanie cenami. Ich podwyższanie lub obniżanie stosownie do określonej koniunktury; bo wojna lub drożyzna. Zima, lato albo wakacje. Bo chcą tego ludzie albo chce prezes. Bo nadciągają wybory.
Czytaj więcej
Rząd wie, że musi podjąć działania, by obniżyć ceny paliwa. Premier zapowiada nowy podatek od „zysków nadzwyczajnych”.
Nie wiemy do końca, co stało za wakacyjną obniżką cen paliwa przez Orlen, ale spodziewam się, że przyczyna nie była ze świata gospodarki. Wątpię też w jakiś nadzwyczajny altruizm zarządu PKN Orlen (taką obniżkę można by nawet zakwalifikować jako działanie na szkodę firmy), raczej doszła tu do głosu decyzja polityczna.
Efekt? Potencjalne trzęsienie ziemi na rynku stacji paliw. Bo w tej branży giganci zderzają się z małymi, często mikroskopijnymi z perspektywy Orlenu, Lotosu czy Shella przedsiębiorstwami rodzinnymi. Na co może pozwolić sobie Orlen, nie mogą ci najmniejsi. W ich przypadku, a detaliczny handel paliwami nie jest przedsięwzięciem wysoko marżowym, obniżka cen u wielkiego konkurenta może oznaczać bankructwo. By do tego nie dopuścić, potrzebna jest więc kolejna interwencja, czyli obniżenie cen hurtowych.