Czy pauperyzacja jest bolesna? Gdyby szukać analogii w świecie chorób, nie jest to ani grypa, ani zapalenie płuc. Te atakują szybko i równie szybko (o ile nie spowodują zgonu) mijają. W przypadku pauperyzacji szukałbym bardziej podobieństw do choroby Parkinsona, gdzie procesy zwyrodnieniowe trwają całe lata, powoli doprowadzając organizm człowieka do ruiny, a w końcu do – pełnego inwalidztwa.
Dlatego trudno zdiagnozować początki zarówno choroby, jak i pauperyzacji. Ludzie orientują się zwykle zbyt późno. Nie zauważają patologii; nie podejmują leczenia czy politycznej decyzji o zmianie odpowiedzialnych za postępującą biedę. A kiedy już rozumieją, że jest naprawdę źle, na ratunek i łagodną terapię jest zbyt późno. Potrzebne są brutalne działania.
Polska bieda w świetle badań IBRiS naprawdę jeszcze niespecjalnie boli. Ograniczamy zakupy, rzadziej używamy samochodu czy rezygnujemy z wakacji. Egzystujemy wciąż nieźle; tym bardziej że punkt wyjściowy nie jest najgorszy. Dla tych, którzy pamiętają PRL, wciąż jesteśmy zanurzeni po uszy w luksusie. Ale to tylko złudzenie. Pandemia i wojna muszą spowodować kryzys. Ostre załamanie gospodarki jest już widoczne na horyzoncie. Większość ekonomistów nie stawia pytania „czy”, tylko „kiedy” dojdzie do załamania.
Czytaj więcej
Rezygnujemy z rozrywki, ograniczamy wydatki na benzynę, a nawet jedzenie.
Nie znamy jeszcze rozmiarów nadciągającej klęski, ale kilka rzeczy jest oczywistych. Po pierwsze, dobra, i to nie luksusowe, ale podstawowe, będą wciąż drożały. Ceny chleba, mięsa, wyrobów mleczarskich będą się pięły w górę. Po wtóre, uderzy to najbardziej w najuboższych, czyli większość społeczeństwa. Ceny spowodują presję na płace i świadczenia; Polska stanie się już niedługo, prawdopodobnie tuż po wakacjach, wielką areną protestów społecznych, strajków i manifestacji.