Porażka Alvareza w Las Vegas odbiła się szerokim echem. Trudno się dziwić, najlepszy pięściarz bez podziału na kategorie, posiadacz czterech mistrzowskich pasów w wadze superśredniej był przecież zdecydowanym faworytem.
Biwoł miał być tylko przystankiem na drodze do skompletowania wszystkich tytułów w wyższej kategorii, półciężkiej, z których jeden (WBA) należał do Biwoła urodzonego 31 lat temu w Kirgizji, na obszarze dawnego ZSRR.
Czytaj więcej
Dmitrij Biwoł pokonał w Las Vegas Saula Canelo Alvareza i zachował mistrzowski pas WBA w wadze półciężkiej. Przegrana Meksykanina dla wielu była szokiem.
Mieszkającego od 11. roku życia w Sankt Petersburgu boksera z Rosji bezpodstawnie jednak zlekceważono, uznając, że Alvarez bez problemu sobie z nim poradzi. A wystarczyło przyjrzeć się, jak Biwoł walczy, jak znakomitą ma obronę, świetny lewy prosty, szczelny blok i wzorową pracę nóg, co charakteryzuje pięściarzy z krajów byłego Związku Radzieckiego. Nie ma wprawdzie nokautującego ciosu, nie jest bardzo szybki, ale jego technika i elegancja ruchów robią wrażenie.
Taki boks niektórzy eksperci uważają za nudny, bo jego istotą nie jest szaleńcza wymiana ciosów, dużo krwi i połamane nosy. Wybitny szablista czy florecista porusza się na planszy podobnie jak Biwoł.