Prezes PiS stwierdził, iż nie ma wątpliwości, że na pokładzie doszło do wybuchu. Dowodów jednak nie przedstawił, mówił natomiast o dobrze ugruntowanych „przeświadczeniach” powstałych na bazie lektury dokumentów, do jakich miał dostęp.
Prezes Kaczyński uznał, że będzie mówił, jakie są jego przeświadczenia również dlatego, że w Ukrainie wybuchła wojna. Uznał, że każdy, widząc okropności, do jakich zdolna jest armia Putina, może się zastanawiać, czy to, co wiemy o wydarzeniach z lotniska Siewiernyj, jest pewne. Sam kilka tygodni temu byłem zaskoczony, gdy podczas spotkania z ważnym politykiem niemieckim przebywającym w Warszawie zapytano mnie: – A co się pana zdaniem wydarzyło dwanaście lat temu w Smoleńsku?
Swoje dorzucił prezydent Wołodymyr Zełenski, który podczas marcowego wystąpienia w polskim Sejmie powiedział: „Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko to widzieli dokładnie, ale cały czas oglądali się na naszego sąsiada”. Nie zdradził jednak, co miał na myśli. Kto niby wiedział, a nie powiedział? Dla Kaczyńskiego argumentem jest też wpis w mediach społecznościowych Dmitrija Rogozina, zausznika Putina, który napisał do prezesa PiS: „Przyjedź do Smoleńska, porozmawiamy”. Dla Kaczyńskiego to jednoznaczne przyznanie się do zamachu.
Czytaj więcej
Temat wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej musi wrócić - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. W rozmowie z "Polską Times" oświadczył, że ma dostęp do różnych śledztw. - Pierwszy raz po zapoznaniu się z różnymi dokumentami mam wyjaśnienie całości - stwierdził wicepremier.
Sprawa śmierci 96 Polaków w katastrofie tupolewa nie jest sprawą błahą. To nie tylko wielka, niezagojona rana w naszej historii, ale także wielka tragedia, która poruszyła miliony osób w Polsce i na świecie. I dlatego właśnie w sprawie jej okoliczności opinia publiczna powinna dostać coś więcej niż „przeświadczenia” prezesa PiS, egzegezę wypowiedzi prezydenta Zełenskiego i putinisty Rogozina czy też wnioskowanie przez analogię: skoro Putin był zdolny do okrucieństw w Buczy, to mógł być zdolny również do ataku na polskiego prezydenta. Jeśli prezes PiS ma dowody, niech je pokaże. Niech nie zasłania się tajemnicą śledztwa, nie wysyła na pierwszą linię skompromitowanego Antoniego Macierewicza, którego wyrzucenia z MON domagał się zarówno Andrzej Duda, jak i Mateusz Morawiecki. Skoro Macierewicz był niewiarygodny nawet dla pisowskiego prezydenta i premiera, to jak miałaby mu uwierzyć szeroka opinia publiczna?