Krytycy twierdzą, że komisja nie przebije bańki informacyjnej prawicy, ale nie o tę bańkę w istocie chodzi. Aktywność komisji, oczywiście przy pełnej konsekwencji działania, przede wszystkim nie pozwoli zamieść afery pod dywan. Na tym polegała pierwotna strategia PiS – udać, że tematu nie ma, a sprawa nielegalnych podsłuchów po prostu nie istnieje.
Po tym, jak prezes PiS publicznie potwierdził fakt zakupu i użycia Pegasusa przez polskie służby, rządzący weszli na bardzo ryzykowną ścieżkę sporu o legalność działań służb specjalnych. Nie należy oczywiście szybko spodziewać się efektów, jak w aferze Watergate. Niemniej Senat będzie skutecznie i konsekwentnie przez kolejne tygodnie i miesiące dostarczał paliwa do solidnej krytyki rządu, a przynajmniej polityków odpowiedzialnych za kwestie bezpieczeństwa, czyli m.in. samego Jarosława Kaczyńskiego. A ten wrogów ma co niemiara, więc nieco na własne życzenie zafundował sobie długi i bolesny festiwal publicznych ataków.
Druga sprawa to szczegółowość ustaleń komisji. Może tu dojść do wielu niespodzianek, bowiem technika poszła bardzo do przodu od czasów afery Rywina. W tamtych czasach posługiwano się papierowymi dokumentami i odwoływano do ludzkiej pamięci. Teraz do głosu dojdą najnowsze technologie.
Czytaj więcej
Opozycja nie traci czasu. Specjalna komisja dotycząca nielegalnej inwigilacji rozpoczęła prace. PiS liczy na to, że sprawa nie wpłynie na wyborców.
Nie można wykluczyć materialnych dowodów (już dziś mówili o tym eksperci Citizen Lab), że senatora Brezję podsłuchiwano nie przy okazji jakiejś rzekomej sprawy karnej, ale w związku z pracami sztabu wyborczego PO. Podobnie z użyciem Pegasusa przeciw Romanowi Giertychowi. Mogą się pojawić twarde dowody wykorzystywania systemu do łamania tajemnicy adwokackiej. Nie można też wykluczyć, że w toku prac komisji wypłyną kolejne nazwiska i to z kręgu rządzących (na miejscu min. Dworczyka pilnie wsłuchiwałbym się w prace komisji) oraz sprawy, których PiS dziś jeszcze kompletnie się nie spodziewa.