Europejski Kongres Finansowy | Prof. Leszek Pawłowicz: System bywa irracjonalny

Relacja kredytów do depozytów to tylko 78 proc. To oznacza, że część zebranych oszczędności nie jest wykorzystywana do wsparcia rozwoju gospodarczego – mówi prof. Leszek Pawłowicz, ekonomista, inicjator i koordynator Europejskiego Kongresu Finansowego.

Publikacja: 07.06.2024 04:30

Europejski Kongres Finansowy | Prof. Leszek Pawłowicz: System bywa irracjonalny

Foto: Marcin Tumasz – mat. pras.

Sześć rekomendacji na temat polityki gospodarczej przedstawił Europejski Kongres Finansowy pod koniec zeszłego roku. Wszystkie są aktualne. Nie ma już zasady, że najważniejsze reformy przeprowadza się w pierwszych 100 dniach rządów. Zastanawiam się, na ile wyzwania gospodarcze są możliwe do realizacji w ciągu pół roku, najdalej roku.

Niektóre są możliwe, a inne nie. Za kilka dni będziemy je aktualizowali. To będą rekomendacje 36 makroekonomistów, których EKF prosi, by powiedzieli, jak przewidują najbliższe trzy lata w gospodarce. Na tej podstawie przedstawiamy konsensus prognostyczny. Prosimy ich też, by przedstawili największe zagrożenia dla zrównoważonego rozwoju. Na ich podstawie przedstawiamy rekomendacje. Oczywiście robimy to po coś, by coś się zmieniło, a nie dlatego, by je pokazać.

Wszystkie są aktualne: konsolidacja finansów publicznych oraz zwiększenie ich przejrzystości, skuteczna polityka antyinflacyjna, pobudzenie inwestycji, przyspieszenie transformacji energetycznej, działania na rzecz samodzielności samorządów, wsparcie zrównoważonego rozwoju mieszkalnictwa. Powtórzycie je państwo, czy będą nowe?

Zmienią się, ale w jakim stopniu, tego nie wiem. Prawdopodobnie zostaną uzupełnione. Ostatnia rekomendacja, którą uważamy za możliwą do szybkiej realizacji, na pewno się nie zmieni. Ona dotyczy polityki mieszkaniowej, pomysłu sprzed trzech lat: lokal za grunt. Mamy przyjętą ustawę, wzory umów, przetargów. Ale tylko jedna gmina, Warka, korzysta z tego programu. Rozmawialiśmy z dyrektorami w resorcie rozwoju, ale nikogo nie interesuje, dlaczego ten program nie działa. Moim zdaniem jest ważny. Politycy jako obietnice wyborcze wymyślili najpierw kredyt 2 proc., potem 0 proc. Realizacja tych pomysłów pobudza popyt, szczególnie na mieszkania, na które były udzielane kredyty preferencyjne. Mieliśmy gwałtowny wzrost cen mieszkań, szczególnie w segmencie około 500 tysięcy złotych. Następował taki rodzaj interwencjonizmu, w którym podatnicy dopłacali młodym ludziom biorącym kredyt, żeby mogli drożej kupić mieszkania. Postulat dotyczący mieszkalnictwa, tak samo jak wymóg przejrzystości finansów publicznych – się nie zmieni.

Czytaj więcej

Mocno przepłacamy za "równoległy budżet". Ekonomiści: przywróćmy normalność

Czy pana zdaniem możemy wskazać jeden podstawowy problem naszej gospodarki?

Moim zdaniem taki problem istnieje, niestety nikt z naszych ekspertów go nie podnosi. A dla mnie jest istotny. Martwi mnie to, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dziesięciu lat z mechanizmem racjonalnej alokacji kapitału, W naszej gospodarce sektor bankowy jest dominującym mechanizmem alokacji kapitału, bo rynek kapitałowy w Polsce prawie się nie liczy. Ludzie składają oszczędności, depozyty, a banki powinny udzielać kredytów choćby tym, którzy prowadzą biznes. A tymczasem sytuacja wygląda tak, że banki zbierają oszczędności i lokują je w NBP na 5,75 proc., bo taka jest obecnie stopa referencyjna. To jest ogromny rząd wielkości (ponad 400 mld zł, z tego 250 mld to depozyty, a 180 mld to bony pieniężne). Relacja kredytów do depozytów to tylko 78 proc. To oznacza, że część zebranych oszczędności nie jest wykorzystywana do wsparcia rozwoju gospodarczego. Mamy też spory udział obligacji państwowych, które mają banki w swoich aktywach (ok. 445 mld zł). To się szybko nie zmieni, bo państwo zamiast z podatków finansować ochronę zdrowia, obronę i inne dziedziny polityki publicznej, finansuje je w dużej części z kredytu, czyli z obligacji skarbowych. Udział obligacji skarbowych jest w bankach, powiedzmy, ponadprzeciętny. Tego się nie zmieni w najbliższym czasie. Ale lokowanie oszczędności banków w NBP? Dla mnie to jest makroekonomiczna irracjonalność. Tyle oszczędności krajowych nie jest wykorzystywanych dla wsparcia rozwoju gospodarczego, np. transformacji energetycznej.

Co moglibyśmy zrobić, by ta sytuacja się zmieniła?

Trzeba zachęcić banki do tego, żeby zamiast lokować pieniądze w NBP, przeznaczały je na sensowne cele. Banki zachowują się racjonalnie, natomiast system jest nieracjonalny. Jak zachęcić banki? Każdy kredyt obłożony jest podatkiem bankowym z wyjątkiem kredytu dla państwa. Kiedy bank kupuje obligacje skarbowe, to państwo podpowiada bankom: to jest legalny sposób, jak możecie ominąć podatek bankowy. Ten mechanizm niestety trwa od momentu wprowadzenia tego podatku. I dlatego banki kupują obligacje skarbowe.

Załóżmy, że część oszczędności ulokowanych w NBP można byłoby przeznaczyć na dekarbonizację. Można zwolnić w podatku bankowego te kredyty, na których państwu zależy, na przykład związane z dekarbonizacją, można przyjąć np., że zielone obligacje będą zwolnione z tego podatku. Takich celów, rozwiązań technicznych, może być kilka, nie za dużo. Oczywiście będzie obawa, że będą one konkurowały z obligacjami skarbowymi, ale w warunkach strukturalnej nadpłynności sektora bankowego nie jest to istotne zagrożenie.

Użył pan określenia „dominująca pozycja sektora bankowego”. To dla nas dobrze?

Nie. Tylko sami do tego doprowadziliśmy przez zanik rynku kapitałowego. Jego relacja do PKB to jest ok. 20 proc. To jest za mało. Jednak w ostatnich latach GPW się nie rozwijała, teraz może się to zmieni. By tak się stało, trzeba mieć dobre pomysły. Można uruchomić wtórny rynek zielonych obligacji czy listów zastawnych w celu zwiększenia bezpieczeństwa sektora finansowego. Rynek listów zastawnych w świecie jest najbardziej stabilnym rynkiem. I w każdym rozwiniętym kraju jest wielokrotnie większy niż w Polsce. Dania jest przykładem przemyślanego rynku listów zastawnych, w Polsce nic się nie dzieje. To pomysły na uwiarygodnienie rynku Catalyst.

Żyjemy w kulturze pożyczania, a nie oszczędzania. Co więcej, władza chroni kupujących, a nie oszczędzających. Gdy zastanawiamy się, czy nas stać na jakiś przedmiot czy dobro, to tak naprawdę myślimy o tym, czy stać nas na spłatę raty.

Zgadzam się w 100 proc. Pomysłem na połączenie oszczędzania i pożyczania były rozwijające się w latach 90. kasy budowlane. Istniały w Niemczech, w Austrii. Ludzie przez trzy lata oszczędzali regularnie, a gdy mieli zaoszczędzone pieniądze na wkład własny – dostawali kredyty. Dla banku jest to gwarancja, że będzie to kredyt zwracalny, a nie bezzwrotny. Kasy budowlane to był dobry pomysł na przeniesienie do nas, bo zachęcał: najpierw spróbuj oszczędzać, potem konsumuj. Wybraliśmy inny kierunek, nie powiem, że skrajnie zły, ale taki, w którym podważyliśmy wiarygodność oszczędzania. Np. otwarte fundusze emerytalne były do naprawy, a nie do likwidacji.

Czy sektor bankowy w stosunku do innych sektorów gospodarki ma się dobrze?

Tak, ale dzieje się tak dzięki wysokim stopom procentowym. Średni koszt pozyskania pasywów bankowych to 2,2 proc. przy stopie referencyjnej NBP 5,75 proc. To jest zarobek bez ryzyka. Przykładów nieracjonalności jest więcej, choćby wakacje kredytowe dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy mają problemy. Przy wysokiej inflacji tracą oszczędzający, a rządzący dbają o tych, którzy najwięcej na tym zyskują. To jest błąd. Kondycja systemu bankowego jest bardzo dobra. Kiedy uczyłem studentów, to mówiłem im, iż największym ryzykiem jest to kredytowe, w Polsce jednak najpoważniejsze jest ryzyko prawne. Zagrożenie, że zawarte umowy nie zostaną dotrzymane. To jest ryzyko bardzo groźne nie tylko dla sektora bankowego, ale też dla całego systemu prawnego i dla wiarygodności kraju. Naprzeciwko mojego okna wisi reklama kancelarii prawnej: „Odzyskamy twoje pieniądze”. Sporne kwestie dotyczące frankowych kredytów hipotecznych powinny być uregulowane ustawowo. W większości krajów, w których zlikwidowano LIBOR, administratorem stóp referencyjnych jest bank centralny, w Polsce jest to spółka zależna w GPW. I sędzia, który do niedawna zajmował się głównie rozwodami, gdy usłyszy od jednej ze stron, że wskaźnik referencyjny to oszustwo, może uwierzyć, że to prawda. Gdyby jednak wiedział, że za jego ustalenie odpowiada bank centralny, toby mocniej się nad tym zastanowił. Dlatego banki w umowach kredytowych coraz częściej wykorzystują stopę referencyjną NBP.

Na EKF trzy dyskusje, choć różnie nazwane, dotyczyć będą relacji banków z klientami. Czy to duży problem dla sektora bankowego czy, szerzej, finansowego?

To jest problem dla wielu sektorów. Jeszcze na początku lat 90. przyjęto dyrektywę o ochronie praw konsumenta. Od tego czasu zaczęło się prokonsumenckie spojrzenie: czasem racjonalne, czasem nie. I powstawały w Polsce takie instytucje jak UOKIK czy rzecznik finansowy, stworzono regulacje chroniące konsumentów. Jednak nie może być tak, że instytucje publiczne, na przykład UOKiK i KNF, mają inne zdanie na ten sam temat. Sprawa kredytów frankowych byłaby znacznie prostsza, gdyby istniała umowa wzorcowa, przygotowana przez instytucje publiczne. I izba cywilna w Sądzie Najwyższym mogłaby pozytywnie ją opiniować, tak jak to jest w Stanach Zjednoczonych. Banki mogłyby oczywiście zawierać inne umowy, ale i one, i klienci mieliby taką, która nie stwarza ryzyka prawnego. EKF przygotował projekt takiej umowy i przesłał w listopadzie do KNF i UOKiK.

Czy umowy: bankowe, instytucji finansowych, mogą być napisane językiem, który zrozumie np. maturzysta?

Takie jest marzenie między innymi Andrzeja Reicha, który jest liderem Klubu Odpowiedzialnych Finansów przy EKF. Według mnie ono jest nierealne. Wszędzie umowy są coraz bardziej rozbudowywane. Większość z nas ich nie czyta. Gdyby były proste i krótkie, to natychmiast dziesięciu prawników udowodniłoby, że są tak uproszczone, iż nie oddają rzeczywistych warunków. Dlatego jestem zwolennikiem umów standardowych parafowanych przez instytucje zaufania publicznego.

Na kongresie będzie miał wystąpienie Andrzej Domański, minister finansów. Czy jest coś, co chciałby pan usłyszeć, co powinno się znaleźć w jego wypowiedzi?

Tak. Jak usprawni w Polsce rynkowy mechanizm alokacji kapitału, a w szczególności, jak wykorzystać oszczędności ulokowane w NBP, oczywiście bez wywoływania presji inflacyjnej.

O rozmówcy

Leszek Pawłowicz

 Ekonomista, emerytowany profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Inicjator i koordynator Europejskiego Kongresu Finansowego. Przewodniczący Rady Nadzorczej BEST SA. Wiceprezes zarządu Fundacji Centrum Myśli Strategicznych. W latach 2008–2013 prezes Rady Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Autor wielu publikacji na temat zarządzania wartością przedsiębiorstwa, finansów i bankowości.

.

Sześć rekomendacji na temat polityki gospodarczej przedstawił Europejski Kongres Finansowy pod koniec zeszłego roku. Wszystkie są aktualne. Nie ma już zasady, że najważniejsze reformy przeprowadza się w pierwszych 100 dniach rządów. Zastanawiam się, na ile wyzwania gospodarcze są możliwe do realizacji w ciągu pół roku, najdalej roku.

Niektóre są możliwe, a inne nie. Za kilka dni będziemy je aktualizowali. To będą rekomendacje 36 makroekonomistów, których EKF prosi, by powiedzieli, jak przewidują najbliższe trzy lata w gospodarce. Na tej podstawie przedstawiamy konsensus prognostyczny. Prosimy ich też, by przedstawili największe zagrożenia dla zrównoważonego rozwoju. Na ich podstawie przedstawiamy rekomendacje. Oczywiście robimy to po coś, by coś się zmieniło, a nie dlatego, by je pokazać.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Wyborcza Francja: dług finansów publicznych rośnie, prezesi firm zdołowani
Materiał Promocyjny
Dodatkowe korzyści dla nowych klientów banku poza ofertą promocyjną?
Gospodarka
Jaka jest granica biedy w Polsce? Przejmujący raport GUS
Gospodarka
Seul wymierza cios rosyjskiej wojnie. Zakaz na eksport ważnych urządzeń
Gospodarka
MFW bierze się z walkę z korupcją w Ukrainie. Nowe zadania dla rządu w Kijowie
Materiał Promocyjny
Lidl Polska: dbamy o to, aby traktować wszystkich klientów równo
Gospodarka
Francuzi wybiorą przyszłość Europie? Biznes przestał widzieć zagrożenie w prawicy