W piątek inwestorzy byli w dosyć dobrych nastrojach. Ucieszyło ich to, że amerykański sekretarz skarbu Steven Mnuchin i Robert Lighthizer, przedstawiciel handlowy USA, rozmawiali telefonicznie z chińskim wicepremierem Liu He na temat podpisanej w styczniu umowy handlowej „pierwszej fazy". Inwestorzy mają też nadzieję na dalsze odmrażanie gospodarki amerykańskiej.
– To, że istnieje przepaść między sytuacją na rynkach i w gospodarce realnej, jest czymś normalnym w ekstremalnych czasach gospodarczych. Kluczowe będzie tempo zmian. Ożywienie gospodarcze w kształcie litery „U" jest dla rynków dopuszczalne, ale w kształcie litery „W" już nie – twierdzi Andrew Sheets, strateg Morgan Stanley.
„Rynki będą w stanie przymykać oczy na złe wiadomości pokazujące głębokość załamania gospodarczego, jeśli będą w stanie trzymać się przekonania, że duża część strat zostanie odrobiona przed końcem roku" – piszą analitycy Goldman Sachs.
Skala szoku
Napływ złych wiadomości z gospodarki realnej raczej szybko się nie skończy. Wskazują na to m.in. dane z rynku pracy za kwiecień. Stopa bezrobocia w USA wzrosła z 4,4 proc. w marcu do 14,7 proc. w kwietniu. Była więc nieco niższa od średniej prognoz mówiącej o wzroście o 16 proc. Stała się ona najwyższa od lat 40., ale wciąż daleko jej do rekordu z czasów Wielkiego Kryzysu z lat 30., gdy doszła do 24,9 proc.
Świat się zmienia
Czytaj to co naprawdę ma znaczenie
już za 99 zł rocznie
SUBSKRYBUJ
W 2009 r. w czasie globalnego kryzysu finansowego doszła do 10 proc. Najbardziej pesymistyczne prognozy analityków mówią, że dojdzie ona w drugim kwartale do 25 proc.
Szerszy wskaźnik bezrobocia, obejmujący również osoby, które zrezygnowały z szukania pracy lub są zmuszone pracować w niepełnym wymiarze godzin, sięgnął rekordowego poziomu 22,8 proc.