Główny indeks warszawskiej giełdy od listopadowego dołka zyskał już 23 proc. Analitycy otwarcie mówią o hossie i nie wykluczają dalszych zwyżek. Te dobre wieści nie zatrzymują jednak fali wycofań, która przelewa się przez warszawską giełdę od kilkunastu miesięcy. Co więcej, w ostatnich tygodniach przybrała na sile. Od stycznia ogłoszono już dziewięć wezwań. Z naszych szacunków wynika, że jeśli takie tempo utrzyma się w kolejnych miesiącach, to w całym 2017 r. liczba wezwań będzie o ponad jedną trzecią wyższa od ubiegłorocznej, która przypomnimy była rekordowa.
Rynek pod presją
Spółki są wycofywane przez dominujących akcjonariuszy, inwestorów branżowych bądź finansowych (np. fundusze private equity). Jedną z przyczyn są utrzymujące się relatywnie niskie wyceny, ale naiwnością byłoby sądzić, że dalsze zwyżki zatrzymają przejmujących. W ich ocenie pobyt na giełdzie to więcej minusów niż korzyści. Coraz ostrzejsze obowiązki informacyjne, wielkie kary dla spółek i ich władz, topniejąca pula inwestorów po demontażu funduszy emerytalnych – to tylko niektóre z powodów.
– Utrzymanie spółki poza rynkiem oznacza więcej kontroli nad ogólną strategią przedsięwzięcia. W mojej ocenie to był jeden z głównych powodów decyzji o wycofaniu spółek w ostatnich miesiącach. Po wycofaniu firmy z rynku można ją bardziej efektywnie zrestrukturyzować – podkreśla Kamil Hajdamowicz, analityk BM BGŻ BNP Paribas.
Jest jednak szansa, że tempo wycofań osłabnie. – Bardziej będą dotyczyć spółek, co do których cena nie zdyskontowała poprawy, a akcjonariusze chcą w 100 proc. skorzystać z potencjalnego wzrostu zysków – mówi Marcin Materna, dyrektor działu analiz Millennium DM. Zastrzega natomiast, że wezwań może być więcej po zmianach w OFE, które zapewne w ciągu kilku lat będą zmieniały strukturę portfeli.
Przedstawiciele rynku są jednak dalecy od skrajnego pesymizmu. – Giełda dojrzewa. Część spółek odchodzi, kolejne przychodzą, inne się konsolidują. To normalna kolej rzeczy – odpowiada Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, zapytany, czy nie boi się, że za kilka lat najciekawsze spółki znikną z parkietu i nie będzie w czym wybierać. – Zakładam, że nadal wiele firm będzie spółkami giełdowymi lub będzie starać się o ten uprzywilejowany status – dodaje.