Spożycie ryb w naszym kraju nie rośnie tak szybko, jak spodziewali się analitycy. W tym roku statystyczny Polak zje ok. 13 kg ryb. To zaledwie o 1 kg więcej niż w 2005 r. Prognozy na 2015 r. zakładają, że spożycie przetworów rybnych utrzyma się na poziomie 13 kg. Tymczasem firmy chcą się rozwijać i zwiększają moce produkcyjne. Mają jednak problem ze znalezieniem klientów. – Popyt spada, bo ryby stają się produktem delikatesowym z uwagi na ich cenę, która jest determinowana przez coraz droższe surowce – mówi Andrzej Luniak, prezes Wilbo.
Końcówka roku tradycyjnie jest dla firm przetwarzających ryby znakomitym okresem. Nie zmienia to jednak faktu, że cały 2010 r. będzie dla branży słaby. Szczególnie ucierpią małe firmy, które nie mogą korzystać z efektów skali i mają słabszą pozycję negocjacyjną w rozmowach z sieciami handlowymi.
Zdaniem ekspertów w 2011 r. marże w branży mogą się nieco poprawić, ponieważ firmy będą stopniowo przekładać wzrost kosztów na ceny produktów. – Jednak ze względu na spore rozdrobnienie i brak silnych liderów, rynek ten nie należy do łatwych. Potrzeba konsolidacji i wypromowania silniejszej marki. Spółki, która mogłaby z sukcesem podołać temu wyzwaniu nie widać – komentuje Artur Iwański, analityk Erste Securities.
Więksi gracze twierdzą, że radzą sobie dobrze i planują poprawę wyników. - Zakładamy wzrost przychodów o ok. 10-15 proc., przy rentowności netto na poziomie 1-2 proc. – mówi prezes Wilbo. Wyniki zamierza poprawić również grupa Graala. Jednak zarząd nie kryje, że 2011 r. do łatwych nie będzie należał. – Będzie trudny. Podwyżki tylko w części zrekompensują efekt drożejących surowców – uważa Robert Wijata z zarządu Graala. Dodaje, że jego grupa na sprzedaż nie narzeka. – Przychody bardzo ładnie rosną, gorzej z rentownością. A to właśnie na niej najbardziej nam zależy – podkreśla.
Firmy wierzą, że moda na zdrowy styl życia sprawi, że spożycie ryb w Polsce będzie rosło.