Islandia. Zamrożony kryzys

Islandia powoli wychodzi z największego kryzysu w historii. Nie ma już agresywnych banków

Publikacja: 21.07.2012 12:00

Rejkiawik Nadal bogata stolica wciąż, mimo kryzysu, bogatego państwa

Rejkiawik Nadal bogata stolica wciąż, mimo kryzysu, bogatego państwa

Foto: Redux, Ana Nance Ana Nance

Samochody terenowe, przechodnie w markowych ciuchach, eleganckie sklepy – to nie jest obraz kraju pogrążonego w kryzysie. A tak wyglądały ulice Rejkiawiku w środku największej zapaści finansowej. Na ulicach stolicy nie widać było biedy, bo jej w Islandii po prostu nie ma. – Przed upadkiem była jednym z najbogatszych państw świata. Więc nawet jak zbiednieliśmy, to ciągle żyjemy powyżej średniej – mówi Thor Saari, ekonomista, polityk opozycyjnej partii Hreyfingin (Ruch). Zgodnie z nordycką tradycją państwo socjalne było zawsze dobrze rozwinięte i nawet gdy zbiedniało, to bankrutów nie wyrzuca się z domów.

Do największego kryzysu w historii doszło cztery lata temu. 6 października 2008 r. premier Geir Haarde wygłosił orędzie telewizyjne, w którym zaapelował do Boga o ocalenie wyspy. Do kryzysu doprowadziły trzy banki. Nie sposób dokładnie zrozumieć, co i dlaczego robiły. Najkrócej ujął to amerykański dziennikarz Michael Lewis w swojej książce „Bumerang. Podróże po nowym trzecim świecie". Przytacza opis, który usłyszał od islandzkiego rozmówcy. „Załóżmy, że ja mam psa, a ty masz kota. Umawiamy się, że mój pies kosztuje miliard dolarów i twój kot kosztuje miliard dolarów. I sprzedajemy je sobie nawzajem za tę cenę. Teraz już nie jesteśmy właścicielami zwierząt domowych, ale islandzkimi bankami". Lewis, nie on jedyny, poświęcił sporo wysiłku, żeby zrozumieć, jak bogaty, racjonalny, protestancki naród nagle popada w największe finansowe szaleństwo w historii ludzkości. I pozwala na to, aby grupa „dzieciaków" – tym mianem określa aroganckich młodych bankierów inwestycyjnych – doprowadziła kraj na krawędź bankructwa. I nie potrafi tego pojąć. No chyba że uzależnienie od hazardu finansowego i odmowa racjonalnej oceny zbliżającego się krachu (wyraźnego dla każdego z odrobiną znajomości finansów) mają coś wspólnego z wiarą w elfy. Jak opisuje jeden z menedżerów Alcoa, największego koncernu aluminiowego w Islandii, gdy w 2004 r. stawiali nową hutę, musieli poświadczyć rządowi, że na terenie nie ma elfów.

Szaleństwo finansowe trwało kilka lat. Islandczycy nabrali przekonania, że są dobrzy nie tylko w połowie dorsza i wytopie aluminium, ale też w najbardziej skomplikowanych transakcjach finansowych. Mimo że ich kultura finansowa była zerowa. Jeszcze 20 lat temu Islandia nie miała giełdy. Do 1998 roku wszystkie jej banki były państwowe. Nagle zostały sprywatyzowane i przejęte przez agresywnych niedoświadczonych menedżerów. Zaczęły kupować sieci handlowe w Wielkiej Brytanii i Danii, linie lotnicze (American Airlines) i wszystko inne po każdej cenie. Gdy zabrakło krajowych pieniędzy, przerzuciły się na depozyty zbierane za pośrednictwem Internetu w innych krajach, np. Wielkiej Brytanii i Holandii. W sumie trzy banki islandzkie nagromadziły aktywa dziesięciokrotnie przewyższające dochód narodowy Islandii. Gdy bańka spekulacyjna pękła, nawet państwo nie było w stanie ich uratować.

Za to każdy Islandczyk, łącznie z niemowlętami, został z długiem wynoszącym 330 tysięcy euro na osobę.

Wydawało się wtedy, że ten kraj nie ma prawa podnieść się z upadku. Pewne nadzieje wiązano z legendarnym uporem jego mieszkańców. Bo prosperity w Islandii było zjawiskiem nowym. Przez stulecia niegościnna wyspa, bez lasów, które wycięli Wikingowie, mogła być schronieniem tylko dla najwytrwalszych. I ten gen wytrwałości miał pomóc Islandczykom przeżyć kryzys. Gdy byłam w Islandii w 2009 roku, lokalna prasa pełna była wściekłości na polityków i bankierów. Ale też dumy i przekonania, że Islandczycy poradzą sobie w najgorszych warunkach. Trzy lata później wydaje się, że kraj najgorsze ma już za sobą. Dziś bezrobocie wynosi zaledwie 6 procent i spada, a gospodarka rozwija się w tempie 2,8 procent rocznie. Wynik nieosiągalny dla większości państw strefy euro.

Gdy pytać o sukces Islandii w wychodzeniu z kryzysu, wyjaśnienia większości ekonomistów są takie same. Inaczej niż w Grecji, program pożyczkowy podpisany z MFW dopuścił utrzymywanie wysokiego deficytu budżetowego. – Rząd nie musiał aż tak ciąć wydatków i mógł sobie pozwolić na ulgi dla zadłużonych firm i gospodarstw domowych – wyjaśnia Thorolfur Matthiasson, profesor ekonomii na Uniwersytecie Islandzkim w Rejkiawiku.

Po drugie, również za zgodą MFW, mógł wprowadzić ograniczenia kapitałowe – zakazał wywożenia pieniędzy za granicę w sytuacjach niezwiązanych z konkretnymi transakcjami. I wreszcie Islandia, inaczej niż Grecja, ma swoją walutę, której kurs załamał się po wybuchu kryzysu. To doprowadziło do dramatycznego wzrostu cen produktów z importu, a na tej skalistej wyspie mnóstwo rzeczy jest dostarczanych z zagranicy. Począwszy od warzyw i owoców, których tylko niewielkie ilości udaje się wyhodować w podgrzewanych geotermalnie szklarniach, a na samochodach skończywszy. Ale spadek kursu korony uczynił produkcję dużo bardziej konkurencyjną.

Michael Shank, wiceprezes Institute for Economics and Peace w Waszyngtonie, zwraca uwagę na odporność różnych krajów na szoki, czy to gospodarcze, czy katastrofy naturalne. – Istnieje silny związek między poziomem pokoju w danym kraju a jego umiejętnością radzenia sobie z kryzysami

– mówi Shank. Jego instytut mierzy „wskaźniki pokoju": od sześciu lat tzw. Global Peace Index, a od roku jego zawężoną wersję, tzw. Positive Peace Index. Najbardziej pokojowe społeczeństwa to te, które mają dobrze funkcjonujący rząd, solidne warunki działania biznesu, zrównoważony rozdział bogactwa, wolny przepływ informacji, poszanowanie praw innych, dobre relacje z sąsiadami, niski poziom korupcji i wysoki edukacji. W GPI dochodzą kryteria związane z konfliktami, militaryzacją itp. Islandia już drugi rok z rzędu ma najwyższy wskaźnik GPI oraz dobre, czwarte miejsce w zestawieniu dla PPI. Grecja jest dopiero 78.

Dla Islandczyków pomocne w znoszeniu ciężarów kryzysu są też próby wymierzenia sprawiedliwości. Działa specjalny prokurator prowadzący dochodzenia w sprawie nieprawidłowości, które doprowadziły do kryzysu. Jest nim Olafur Hauksson, były szef komisariatu policji w porcie Akranes liczącym zaledwie 6,5 tysiąca mieszkańców. Bez żadnego doświadczenia w sprawach gospodarczych, był jedynym kandydatem na to stanowisko. Efekty już są – dwóch bankierów siedzi w więzieniu, podobny los spotkał dyrektora generalnego Ministerstwa Finansów, za winnego został uznany były premier.

Poprawa sytuacji w Islandii może się okazać niestabilna. Zdaniem niektórych ekonomistów poniekąd zamroziła swój kryzys. Wprowadzając kontrole kapitałowe i decydując się na ochranianie gospodarki, ma dziś dwa problemy. Pierwszy to zagraniczne pieniądze, które czekają tylko na zniesienie blokady, żeby uciec z Islandii. Sięgają one 100 proc. dochodu narodowego. Drugi to ogromny dług publiczny (130 proc. PKB). I z jednym, i z drugim trzeba coś będzie zrobić.

Thor Saari uważa, że ożywienie jest sztuczne. Pieniądze na finansowanie gospodarki są, bo rząd nie pozwala ich wywieźć. Bezrobocie spada, bo część ludzi bez pracy została objęta finansowanym przez państwo programem edukacyjnym, a część wyjeżdża za chlebem do Norwegii. Gospodarka rośnie, ale za cenę ogromnego długu publicznego. Polityk przewiduje, że może jeszcze nadejść druga fala kryzysu.

Samochody terenowe, przechodnie w markowych ciuchach, eleganckie sklepy – to nie jest obraz kraju pogrążonego w kryzysie. A tak wyglądały ulice Rejkiawiku w środku największej zapaści finansowej. Na ulicach stolicy nie widać było biedy, bo jej w Islandii po prostu nie ma. – Przed upadkiem była jednym z najbogatszych państw świata. Więc nawet jak zbiednieliśmy, to ciągle żyjemy powyżej średniej – mówi Thor Saari, ekonomista, polityk opozycyjnej partii Hreyfingin (Ruch). Zgodnie z nordycką tradycją państwo socjalne było zawsze dobrze rozwinięte i nawet gdy zbiedniało, to bankrutów nie wyrzuca się z domów.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Finanse
TFI na zakupach, OFE wyprzedają polskie akcje
Finanse
Revolut przedstawia potężne zyski i ambitne plany. Również dla Polski
Materiał Partnera
Nowe podejście do finansowania - szansa dla Polski
Finanse
Jak Rosja rozlicza się z Chinami bez systemu SWIFT? Ma nowe rozwiązanie
Finanse
Trump ostro krytykuje szefa Fedu. Chce cięcia stóp