Dawno, dawno temu – w 1944 roku – w odległym kalifornijskim Modesto narodził się człowiek, który stworzył nową galaktykę, a ta odmieniła przemysł filmowy. Po zawrotnym sukcesie "Gwiezdnych wojen" (1977) nic już nie było takie jak dawniej: ani efekty specjalne, ani jakość dźwięku w kinie, ani zasady produkcji filmów, ani sposoby ich promocji. Hollywood wkroczyło w erę gwiezdną.
Tak zapewne zaczynałaby się opowieść o życiu i twórczości George'a Lucasa pisana przez któregoś z tysięcy jego zagorzałych fanów. Dla nich jest on nie tylko filmowcem, lecz stwórcą.
Lucasowi udała się rzecz imponująca, wykreował współczesny mit o walce Dobra ze Złem, w którym motywy ze świata popkultury płynnie łączą się z wątkami filozoficznymi i religijnymi, a także cytatami z klasyki kina. Jednocześnie stworzył wokół galaktycznego świata marketingowo-medialne imperium przynoszące krociowe zyski. W ciągu kilkunastu lat od premiery "Gwiezdnych wojen" Lucas zarobił na produktach związanych z filmem około 4 miliardów dolarów! A kolejne odsłony kosmicznej sagi tylko podsycają wśród widzów zainteresowanie gadżetami.
Teraz Lucas wpadł na pomysł, jak zwielokrotnić ich sprzedaż, zwłaszcza wśród dzieci: wyprodukował animowane "Wojny klonów". Film nie dopisuje dalszego ciągu sagi, ale rozwija jej poboczne wątki, których w "Gwiezdnych wojnach" jest mnóstwo.
Przy okazji można wypuścić na rynek nową falę zabawek, figurek bohaterów i pozyskać najmłodsze pokolenie fanów.