Ślub z rybą i rozwód po żydowsku

Dla jednych tradycja jest źródłem cierpień, przeszkodą w realizowaniu pragnień. Dla innych – jedyną drogą poznania siebie, podstawą tożsamości. Filmowcy ukazują jej współczesne oblicza

Publikacja: 15.04.2010 21:43

Ja i to żydowskie coś, Dania, reż Ulrik Gutkin

Ja i to żydowskie coś, Dania, reż Ulrik Gutkin

Foto: Materiały Promocyjne

Małżeństwo jest jak forteca. Ten, kto się do niej dostał, chce uciec. Ci, którzy są na zewnątrz, marzą o byciu w środku – mówi jeden z bohaterów izraelskiej komedii „Gefilte fisz” w zabawny sposób komentującej zmagania młodego pokolenia z tradycją. Akcja toczy się w trakcie przygotowań do ślubu. Zgodnie ze zwyczajem narzeczona powinna przyrządzić dla pana młodego specjalną rybę (tytułową gefilte fisz), która zagwarantuje małżeńskie szczęście. W wannie pływa już karp, ale dziewczyna nie ma serca pozbawić go życia. Wybierze inne rozwiązanie. Pokaże, że woli pozostać wierna sobie, niż ulegać przesądom.

Ta przewrotna historia kończy się szczęśliwie, ale uświadamia, jak delikatną materią jest tradycja. Odnalezienie własnej ścieżki w labiryncie kulturowych i obyczajowych reguł przodków bywa karkołomnym wyzwaniem. „Dlaczego nie znajdziesz sobie żydowskiej narzeczonej? Oszczędziłoby to nam wszystkim kłopotu” – słyszy od swej ukochanej Ulrik Gutkin, reżyser filmu „Ja i to żydowskie coś”. Rzecz jasna dziewczyna żartuje. Ale problem, przed jakim staje para, długo pozostaje nierozstrzygnięty.

Ulrik jest Duńczykiem o żydowskich korzeniach. Nie praktykuje. Signe to Dunka pochodząca z chrześcijańskiej rodziny. Również niezbyt religijna. Ale kim jest ich syn Felix? Zgodnie z jaką tradycją należy go wychować? Ulrik obstaje przy poglądzie, że chłopak powinien zostać obrzezany. Signe nie chce o tym słyszeć. Dokument opowiada o zderzeniu kultur, odkrywaniu rodzinnej przeszłości, wartościach, którym człowiek powinien dochować wierności. Im więcej Ulrik dowiaduje się o swej tożsamości, tym bardziej zależy mu na wprowadzeniu syna w świat żydowskich obyczajów.

[srodtytul]W rodzinie czy poza nią[/srodtytul]

Także „Oj, gewałt” Dirka Regela opowiada o pokoleniowych sporach i różnym podejściu do kultywowania tradycji. Bohaterami historii są Żydzi mieszkający współcześnie w Niemczech. Starają się zachowywać zwyczaje, szanować wolę starszych, a jednocześnie realizować marzenia. Jil, młoda kobieta, zakochuje się w Marku, rowerzyście, którego potrąciła, jadąc samochodem. Kłopot w tym, że chłopak nie jest Żydem, a ukochany dziadek Jil nie akceptuje związków mieszanych.

Dzięki pomocy przyjaciół Mark zostaje wprowadzony w tradycję żydowską, m.in. uczy się czytać po hebrajsku z modlitewnika. Podczas świętowania Chanuki Mark imponuje wszystkim znajomością obrzędów i toastów. Wyprawa w świat tradycji czeka także siostrzeńca Jil, nastoletniego Reubena, który szykuje się do bar micwy. Ma tremę przed czytaniem Tory. Bardziej niż przygotowania obchodzi go gra w piłkę. Jego ojciec nie interesuje się rozwojem duchowym chłopca, rolę przewodnika przejmie wuj, a Reuben otrzymuje wsparcie także od innych krewnych.

Nie zawsze jednak tradycja wzmacnia więzi i daje poczucie wspólnoty. Bywa narzędziem opresji i przeszkodą w budowaniu bliskości. Jak w „Rozwodzie po żydowsku”, brytyjskim dokumencie ukazującym rozpad małżeństwa w środowisku ortodoksyjnych Żydów. Zgodnie z Torą tylko mężczyzna ma prawo wystąpić do rabina o rozwód i zwolnić żonę z danego przed Bogiem słowa. Kobieta walcząca o odzyskanie wolności jest bezradna. Reżyserowi Johnowi Edgintonowi udało się zajrzeć z kamerą do zamkniętego świata. Znalazł rozmówczynie, które są głęboko wierzące, ale nieszczęśliwe.

– Gdy poznałam swojego męża, byłam młoda, zakochana i naiwna – wspomina mieszkająca w Wielkiej Brytanii Miriam Sateh. Marzyła o rodzinie i domu pełnym miłości. Z czasem zdała sobie sprawę, że jej wyobrażenia o małżeństwie nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Postanowiła się rozwieść, ale mąż odmówił.

Także mąż Hanrah znajduje wymówki, by nie dać jej rozwodu. Wielu mężczyzn używa swego przywileju jak broni. Działają pod wpływem złości lub wierzą, że związek da się uratować. W Izraelu kobiety mogą liczyć na pomoc urzędników, którzy namawiają opornych mężczyzn. Niektóre płacą mężom łapówkę. Inne walczą bezskutecznie, jak Susan Zinkin, która próbuje się rozwieść od 1962 roku.

[srodtytul]Egzamin z tożsamości[/srodtytul]

Podczas gdy wielu ludzi zmaga się z rygorami, jakie stawia przed nimi tradycja, są i tacy, którzy chcą się stać jej częścią. Podejmują wysiłki w niezwykłych, nawet niesprzyjających okolicznościach. Tytułowe „Siostry Valderama”, o których opowiada dokument Mordiego Kershnera i Noama Demsky’ego, są rodowitymi Peruwiankami. Choć w ich żyłach nie płynie ani kropla żydowskiej krwi, uważają judaizm za swoją wiarę. Lucy, Rosa i Flor mieszkają w Trujillo i marzą o tym, by pewnego dnia wyemigrować do Izraela. Twierdzą, że to ich przeznaczenie. Na razie z niecierpliwością czekają na przyjazd komisji rabinackiej, która orzeknie, czy wiedza kobiet o judaizmie jest dostateczna. Jeśli razem ze swymi bliskimi odpowiedzą na pytania dotyczące żydowskich świąt, wymogów koszerności i wyjaśnią, dlaczego chrześcijaństwo nie jest prawdziwą religią, zostaną przyjęte do grona wyznawców.

Innego rodzaju test zdają muzycy grupy The Klezmatics. Niemal bez przerwy są w trasie, występują m.in. w USA i w Europie, prezentując nowoczesną muzykę klezmerską połączoną z innymi gatunkami i etnicznymi brzmieniami. Większość członków zespołu nie ma nawet żydowskich korzeni. Jidysz uczą się ze starych pism, studiują historię środkowoeuropejskich Żydów i codzienność sztetli, by zrozumieć korzenie muzyki, którą pokochali. Prezentują ją, ożywiają i podtrzymują z pasji. (Choć są powszechnie cenioną i unikatową grupą, na występach zarabiają grosze, a płyty wydają na własny koszt). Dzięki ich oryginalnym interpretacjom muzyka żydowska będąca zapisem tradycyjnego stylu życia zyskała miejsce we współczesności.

Małżeństwo jest jak forteca. Ten, kto się do niej dostał, chce uciec. Ci, którzy są na zewnątrz, marzą o byciu w środku – mówi jeden z bohaterów izraelskiej komedii „Gefilte fisz” w zabawny sposób komentującej zmagania młodego pokolenia z tradycją. Akcja toczy się w trakcie przygotowań do ślubu. Zgodnie ze zwyczajem narzeczona powinna przyrządzić dla pana młodego specjalną rybę (tytułową gefilte fisz), która zagwarantuje małżeńskie szczęście. W wannie pływa już karp, ale dziewczyna nie ma serca pozbawić go życia. Wybierze inne rozwiązanie. Pokaże, że woli pozostać wierna sobie, niż ulegać przesądom.

Pozostało 89% artykułu
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Angelina Jolie zachwyca w Toruniu jako Maria Callas
Film
Festiwal Korelacje: Pierwszy taki festiwal w Polsce. Filmy z komentarzem artystów
Materiał Promocyjny
Seriale na dużym ekranie - znamy program BNP Paribas Warsaw SerialCon 2024!
Film
Cate Blanchett dla „Rzeczpospolitej": Nigdy nie aspirowałam do roli seksbomby
Materiał Promocyjny
Dylematy ekologiczne
Film
Tom Cruise w pierwszym zwiastunie ósmej odsłony „Mission: Impossible”