Czas spełnionego marzenia

Jerzy Hoffman, reżyser: Film „1920 Bitwa Warszawska" to realizacja marzenia, z którym nosiłem się od wielu lat.

Publikacja: 13.08.2011 01:01

Oddziały bolszewików wdzierały się na nasze ziemie już od przełomu lat 1918 – 1919, a śmiertelnie gr

Oddziały bolszewików wdzierały się na nasze ziemie już od przełomu lat 1918 – 1919, a śmiertelnie groźną dla Polski ofensywę rozpoczęły latem 1920 roku

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Wojciewski Krzysztof Wojciewski

W czasach PRL oczywiście dość szybko zrozumiałem, że to jeden z co najmniej kilku tematów, które nie mają szans na filmową realizację. Na początku epoki Gierka wśród kilku propozycji zgłosiłem chęć nakręcenia filmu o bitwie pod Monte Cassino. Wtedy, o dziwo, zaproponowano mi tzw. transakcję wiązaną: najpierw zrobię film „Do krwi ostatniej", czyli opowieść o bitwie pod Lenino, a potem będę mógł przystąpić do nakręcenia bitwy pod Monte Cassino. Z tego drugiego, mimo zapewnień władz, oczywiście nic nie wyszło.

„1920 Bitwa Warszawska" ma być próbą odkłamania historii. W dość powszechnej świadomości określa się ją jako cud nad Wisłą. To bardzo krzywdząca opinia sformułowana przez przeciwników Józefa Piłsudskiego. Oni chcieli zdeprecjonować jego niekwestionowane zasługi w tym zwycięstwie. Warto przypomnieć, że to jedyna od XVII wieku zwycięska bitwa stoczona samodzielnie przez Polaków, która zadecydowała o wygranej wojnie. Na 19 lat zachowała świeżo odzyskaną niepodległość Polski i zahamowała pochód Armii Czerwonej na Europę, zmuszając Lenina i Trockiego do rezygnacji z rozpalenia „płomienia światowej rewolucji". Ponieważ pokolenie, które było uczestnikiem lub świadkiem wydarzeń, już odeszło, a historiografia czasów PRL starała się wojnę 1920 r. przemilczeć lub ukazać jako efekt imperialistycznej wyprawy Polaków na Kijów, uznałem, że trzeba zrobić ten film choćby ze względu na młode pokolenie.

Wiadomo, że jedną z głównych postaci tej opowieści będzie oczywiście Józef Piłsudski. Odbierać mu zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej jest taką samą niesprawiedliwością jak tworzyć wyidealizowaną postać, bez żadnej rysy. Myślę, że w filmie oddałem Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie. Choć inaczej oceniam go za okres tworzenia Legionów, a inaczej za czas Berezy Kartuskiej po zamachu stanu, to nie ma wątpliwości, że był postacią nietuzinkową, najwybitniejszym strategiem i politykiem swoich czasów. Tylko on mógł zdemoralizowanych żołnierzy natchnąć wiarą w zwycięstwo. Zjednoczyć naród mocno podzielony przez różne tradycje trzech zaborów.

Gdyby w Bitwie Warszawskiej poniósł klęskę, pierwszy byłby za nią odpowiedzialny. Skoro jednak odniósł zwycięstwo, to starano się później przypisać je komuś innemu. Ponieważ trudno było znaleźć w kraju innego przywódcę, któremu można by przypisać to zwycięstwo, przywołano na pomoc siły nadprzyrodzone i całe zdarzenie określono mianem cudu.

Kiedy myślałem o filmowym Piłsudskim, właściwie od początku wiedziałem, że powinien go zagrać Daniel Olbrychski. Już wielokrotnie udowodnił on, jak świetnym i wszechstronnym jest aktorem. O fizyczne podobieństwo do Marszałka zadbał znakomity charakteryzator Waldemar Pokromski. Myślę jednak, że Daniel przekona widzów i tym razem, bo doskonale oddaje psychikę tej postaci. Jest wiarygodny jako dowódca, który potrafi porwać za sobą tłumy. Wiem też, że do tej roli przygotowywał się szczególnie starannie.

Kompletując obsadę, przyjęliśmy, że naszych mężów stanu grają aktorzy polscy. I jak państwo zobaczą, wszyscy oni są bardzo podobni do swoich pierwowzorów. Jeśli ktoś zobaczy portret Wieniawy na okładce książki „Życie II Rzeczypospolitej", to przekona się, jak podobny jest do niego Bogusław Linda. Podobnie jest z postacią Witosa, w którego wcielił się rektor Akademii Teatralnej Andrzej Strzelecki. To niemal fotograficzne podobieństwo dotyczy także innych postaci historycznych, Trockiego, Stalina czy Lenina, w których wcielili się aktorzy rosyjscy. Rysy psychologiczne tych postaci staraliśmy się oddać szczególnie starannie, opierając się na źródłach historycznych, fragmentach depesz, dokumentów, rozkazów.

Pytano mnie, czy z tego filmu można się uczyć historii. Myślę, że z żadnego z filmów nie powinno się uczyć historii. Uczyć się historii trzeba z podręczników, dzieł naukowych. Ani Trylogia Sienkiewicza, ani „Stara baśń" Kraszewskiego nie są podręcznikami historii, przekazują punkt widzenia artysty. „Wojna i pokój" Lwa Tołstoja też nie jest podręcznikiem historii. Jest to widzenie czasu przez wielkiego pisarza. Historii uczmy się w szkołach. Kto bardziej ją lubi, niech dodatkowo się dokształca, czytając ciekawe monografie na ten temat, a film oglądajmy jako dzieło sztuki. Film historyczny, a takim jest „1920 Bitwa Warszawska", ma się odwoływać do pewnej świadomości historycznej, do wydarzeń, które nie powinny ulec zapomnieniu. A my w przeciwieństwie do innych mamy jakąś szczególną umiejętność pomniejszania naszych zasług. Gdy w grę wchodzi oddanie komuś należnej czci, od razu znajduje się grono takich, którzy starają się ich rangę zanegować. Dlaczego dziś na świecie sądzą, że zburzenie muru berlińskiego rozpoczęło cały proces dekomunizacji? Bośmy własną legendę „Solidarności" rozszarpali, zdeptali i opluli. Lubimy to robić. W przypadku legendy Piłsudskiego nie mam zamiaru konfrontować się z ludźmi zacietrzewionymi, bo to bez sensu. Chcę mówić do osób normalnych.

Oczywiście film jest kompilacją kilku rodzajów sztuki – gry aktora, scenografii, muzyki, ale w tym przypadku bardzo ważne jest malowanie kamerą. Współpraca znakomitego operatora Sławomira Idziaka pozwoliła nam sięgnąć po nowoczesną technologię i gwarantuje wspaniałe obrazy.

Produkując ten film, mieliśmy wyjątkowy komfort. Bo o ile z Jerzym Michalukiem 11 lat musieliśmy się starać o pieniądze na „Ogniem i mieczem", o tyle w przypadku „1920 Bitwy Warszawskiej " prezes WBK Banku Zachodniego zgłosił zainteresowanie filmem i chęć jego finansowania nawet wcześniej, niż powstał scenariusz. Potem dostaliśmy wsparcie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i mogliśmy przystępować do pracy. Kolejny cud nad Wisłą? A może normalność.

 

1920 Bitwa Warszawska

 

Reżyseria: Jerzy Hoffman, współpraca Andrzej Kotkowski, Scenariusz: Jarosław Sokół i Jerzy Hoffman, Muzyka: Krzesimir Dębski, Zdjęcia: Sławomir Idziak, Scenografia: Andrzej Haliński, Kostiumy: Magdalena Tesławska, Andrzej Szenajch, Konsultacja historyczna: prof. Janusz Cisek, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie

Montaż: Marcin Bastkowski, Produkcja: Jerzy R. Michaluk, Dystrybucja: Forum Film Poland, Główne role: Daniel Olbrychski, Borys Szyc, Natasza Urbańska, Bogusław Linda

Zdjęcia do filmu rozpoczęły się 29 czerwca 2010 r. i zostały zrealizowane w technologii 3D. W filmie wzięło udział 3,5 tys. statystów. Zdjęcia zakończono 30 września 2010 r. Film był współfinansowany m.in. przez Bank Zachodni WBK i Polski Instytut Sztuki Filmowej. Budżet wyniósł ok. 9 mln USD. Premiera odbędzie się 19 września br., a 30 września film trafi do kin.

 

W czasach PRL oczywiście dość szybko zrozumiałem, że to jeden z co najmniej kilku tematów, które nie mają szans na filmową realizację. Na początku epoki Gierka wśród kilku propozycji zgłosiłem chęć nakręcenia filmu o bitwie pod Monte Cassino. Wtedy, o dziwo, zaproponowano mi tzw. transakcję wiązaną: najpierw zrobię film „Do krwi ostatniej", czyli opowieść o bitwie pod Lenino, a potem będę mógł przystąpić do nakręcenia bitwy pod Monte Cassino. Z tego drugiego, mimo zapewnień władz, oczywiście nic nie wyszło.

Pozostało 91% artykułu
Film
EnergaCAMERIMAGE. Zdobywca pięciu Oscarów Alfonso Cuaron przyjedzie do Torunia
Film
Film „Gladiator II”. Wielki rozmach, świetne aktorstwo
Film
EnergaCAMERIMAGE: Światowej sławy autorzy zdjęć zjeżdżają do Torunia
Film
Niefortunna wypowiedź o kobietach. Znany reżyser odwołuje przyjazd na polski festiwal
Materiał Promocyjny
Ładowanie samochodów w domu pod każdym względem jest korzystne
Film
Aurum Film broni się przed zarzutami: „Ministranci” pionkiem w grze między PISF a Ministerstwem Kultury?