W czasach PRL oczywiście dość szybko zrozumiałem, że to jeden z co najmniej kilku tematów, które nie mają szans na filmową realizację. Na początku epoki Gierka wśród kilku propozycji zgłosiłem chęć nakręcenia filmu o bitwie pod Monte Cassino. Wtedy, o dziwo, zaproponowano mi tzw. transakcję wiązaną: najpierw zrobię film „Do krwi ostatniej", czyli opowieść o bitwie pod Lenino, a potem będę mógł przystąpić do nakręcenia bitwy pod Monte Cassino. Z tego drugiego, mimo zapewnień władz, oczywiście nic nie wyszło.
„1920 Bitwa Warszawska" ma być próbą odkłamania historii. W dość powszechnej świadomości określa się ją jako cud nad Wisłą. To bardzo krzywdząca opinia sformułowana przez przeciwników Józefa Piłsudskiego. Oni chcieli zdeprecjonować jego niekwestionowane zasługi w tym zwycięstwie. Warto przypomnieć, że to jedyna od XVII wieku zwycięska bitwa stoczona samodzielnie przez Polaków, która zadecydowała o wygranej wojnie. Na 19 lat zachowała świeżo odzyskaną niepodległość Polski i zahamowała pochód Armii Czerwonej na Europę, zmuszając Lenina i Trockiego do rezygnacji z rozpalenia „płomienia światowej rewolucji". Ponieważ pokolenie, które było uczestnikiem lub świadkiem wydarzeń, już odeszło, a historiografia czasów PRL starała się wojnę 1920 r. przemilczeć lub ukazać jako efekt imperialistycznej wyprawy Polaków na Kijów, uznałem, że trzeba zrobić ten film choćby ze względu na młode pokolenie.
Wiadomo, że jedną z głównych postaci tej opowieści będzie oczywiście Józef Piłsudski. Odbierać mu zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej jest taką samą niesprawiedliwością jak tworzyć wyidealizowaną postać, bez żadnej rysy. Myślę, że w filmie oddałem Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie. Choć inaczej oceniam go za okres tworzenia Legionów, a inaczej za czas Berezy Kartuskiej po zamachu stanu, to nie ma wątpliwości, że był postacią nietuzinkową, najwybitniejszym strategiem i politykiem swoich czasów. Tylko on mógł zdemoralizowanych żołnierzy natchnąć wiarą w zwycięstwo. Zjednoczyć naród mocno podzielony przez różne tradycje trzech zaborów.
Gdyby w Bitwie Warszawskiej poniósł klęskę, pierwszy byłby za nią odpowiedzialny. Skoro jednak odniósł zwycięstwo, to starano się później przypisać je komuś innemu. Ponieważ trudno było znaleźć w kraju innego przywódcę, któremu można by przypisać to zwycięstwo, przywołano na pomoc siły nadprzyrodzone i całe zdarzenie określono mianem cudu.
Kiedy myślałem o filmowym Piłsudskim, właściwie od początku wiedziałem, że powinien go zagrać Daniel Olbrychski. Już wielokrotnie udowodnił on, jak świetnym i wszechstronnym jest aktorem. O fizyczne podobieństwo do Marszałka zadbał znakomity charakteryzator Waldemar Pokromski. Myślę jednak, że Daniel przekona widzów i tym razem, bo doskonale oddaje psychikę tej postaci. Jest wiarygodny jako dowódca, który potrafi porwać za sobą tłumy. Wiem też, że do tej roli przygotowywał się szczególnie starannie.