Podczas ostatniej sesji, która odbyła się w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, dofinansowanie dostało pięć projektów. Cztery z nich zrealizują reżyserki. – Wybraliśmy najlepsze propozycje – mówi Joanna Kos-Krauze, która była jedną z osób oceniających zgłoszone projekty, i przyznaje, że dopiero po zakończeniu sesji zdała sobie sprawę, że większość z nich firmują kobiety.
Różnorodne propozycje
„Zima pod znakiem wrony" Kasi Adamik została zainspirowana opowiadaniem Olgi Tokarczuk „Profesor Andrews w Warszawie". To powrót do ważnego momentu historii, który przez polskie kino nie został wyeksploatowany, próba spojrzenia na czas ogłoszenia stanu wojennego oczami obcokrajowca, brytyjskiego profesora, który przyjeżdża do Warszawy 12 grudnia 1981 roku na kongres naukowy.
Następnego dnia budzi się w mieszkaniu w bloku, gdzie go zakwaterowano, bez telefonu, bo linie wyłączono. Nie mówi po polsku, nie wie, co się dzieje. Z jego punktu widzenia sytuacja jest całkowicie surrealistyczna.
„Sny pełne dymu" Doroty Kędzierzawskiej to hołd dla Krzysztofa Globisza. Scenariusz napisany specjalnie dla niego: historia spotkania bohatera z młodą kobietą.
„Fucking Bornholm" Anny Kazejak dzieje się na tytułowej wyspie. Małżeństwo z dwojgiem dzieci i ich rozwiedziony przyjaciel z nową partnerką i synem z poprzedniego związku spędzają tam weekend. To opowieść o współczesnej moralności, relacjach w rodzinie, przeszłości, która wraca. O budzeniu się kobiety do bycia sobą, ale i o kondycji dzisiejszych 40-latków.