W kręgu miłości - recenzja filmu

"W kręgu miłości" to film nieszablonowy o miłości, śmierci i niemożności pogodzenia się ze stratą dziecka. Od piątku na naszych ekranach - pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 30.08.2013 02:08 Publikacja: 27.08.2013 18:12

"W kręgu miłości"

"W kręgu miłości"

Foto: Against Gravity

Tyle już było opowieści o dzieciach umierających na raka. I o rodzinach, które muszą tę tragedię przeżyć. Ale „W kręgu miłości" Felixa van Groeningena jest dalekie od schematów.

Zobacz galerię zdjęć

Film jest ekranizacją dramatu Johana Heldenbergha. Nie ma w nim jednak krztyny teatralności. To historia niekonwencjonalnej pary. On jest muzykiem, ona tatuażystką, która kocha śpiewać. Połączyły ich muzyka bluegrass, seks i narodziny córki. Są młodzi, żyją na maksa, tworzą. Trochę zwariowani, szczęśliwi.

Tak jest do chwili, gdy mała Maybelle zaczyna chorować na raka. Nagle wszystko przestaje być ważne. Liczy się tylko dziecko, które odchodzi. Pięcioletnia dziewczynka, która na widok martwego ptaka pyta: „Gdzie on teraz jest?" Co na to pytanie mają odpowiedzieć rodzice? 

Pokazy filmu "W kręgu miłości", TARG Kobiety Pistolety American Market i IMPREZA Warsaw City Rockers

?Takie historie bywają zwykle kanwą dramatycznych, choć telenowelowych opowieści. Czasem kończą się happy endem, czasem nie. Ale i wtedy śmierć bliskiej osoby przynosi zazwyczaj katharsis, zmianę stosunku do świata, zwrócenie się ku sprawom i uczuciom najważniejszym. U Groeningena dwoje zakochanych w sobie ludzi nie potrafi przeżyć straty dziecka. Próbują, ale z każdym dniem się od siebie oddalają. Poczucia pustki i niesprawiedliwości losu nie daje się łatwo pokonać.

Po śmierci córki związek kochających się ludzi zaczyna się psuć. Padają wzajemne oskarżenia, rodzą się pretensje. Żalu i rozpaczy po stracie dziecka nie daje się niczym zagłuszyć. Każdy przeżywa tragedię inaczej. I nieprawda, że wspólne traumatyczne doświadczenie zbliża. W każdym razie Haldenbergh i Groeningen niczego nie ułatwiają – ani bohaterom, ani widzom.

Należący do nowej fali kina belgijskiego Felix von Groeningen to twórca bardzo interesujący. W poprzednim filmie „Boso, ale na rowerze" z nerwem połączył wątki społeczne – wiwisekcję patologicznej rodziny ze spojrzeniem na dramat dziecka usiłującego wyrwać się z degrengolady. Zadał proste pytania: Ile z dzieciństwa w nas zostaje? Jak rodzina kształtuje naszą osobowość? I, swoim zwyczajem, nie udzielił na nie prostych odpowiedzi.

Tym razem tło polityczno-obyczajowe odsunął dalej. Zajrzał bohaterom do duszy, pokazał psychiczne cierpienie. „W kręgu miłości" to próba rozliczenia się z sytuacją, która ludzi przerasta. Reżyser wyławia z przeszłości różne zdarzenia, mniej lub bardziej istotne, przypomina chwile zapomniane, które nagle nabierają znaczenia.

100 lat Konkursu Chopinowskiego
z „Rzeczpospolitą”

CZYTAJ WIĘCEJ

Ogromną rolę odgrywa w tej opowieści wywodząca się z amerykańskiego country muzyka bluegrassowa, wykorzystująca dźwięki banjo, gitary, mandoliny. Świetne kreacje tworzą sam Heldenbergh i Veerle Baetens.

Po obejrzeniu „W kręgu miłości" trudno spokojnie zasnąć. Nie bez powodu amerykańskie branżowe pismo „Variety" obok Wojciecha Smarzowskiego umieściło Felixa von Groeningena na liście 10 europejskich reżyserów, których karierę trzeba obserwować.

Barbara Hollender

Tyle już było opowieści o dzieciach umierających na raka. I o rodzinach, które muszą tę tragedię przeżyć. Ale „W kręgu miłości" Felixa van Groeningena jest dalekie od schematów.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Film
Majówka z gwiazdami kina, książki i muzyki w Cieszynie, czyli Kino na Granicy
Film
Czy Oscary trafią do sztucznej inteligencji?
Film
OFF NA MAKSA – gwiazdy w Miasteczku Filmowym! | 3 dzień 18. Mastercard OFF CAMERA
Film
Czasem słońce, czasem deszcz | Dzień 2 Mastercard OFF CAMERA
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Film
Rusza 18. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA