Obcych z kosmosu w ich wersji współczesnej sprowadził na Ziemię Herbert George Wells. Najbardziej chyba znana z jego powieści, wydana w 1898 r. „Wojna światów”, była nie tylko przerażająco realistyczną, ale zarazem pasjonującą wizją inwazji Marsjan. Zrodzona z narastającego w tym czasie kryzysu wiary w moralną ewolucję rodzaju ludzkiego i jego zdolność do właściwego wykorzystania zdobyczy nauki i techniki przynosiła bardzo pesymistyczny i zdumiewający trafnością obraz przyszłości: oto atak przybyszów z Marsa ma charakter wojny totalnej, której celem jest zniszczenie i zniewolenie najechanych, a jej ofiarą pada przede wszystkim ludność cywilna. Walczące o przeżycie jednostki bez wahania odrzucają kształtowane przez pokolenia zasady etyczne, masami uciekinierów kierują tylko instynkty, a Marsjanie, dysponujący miażdżącą przewagą techniczną, są równocześnie całkowicie pozbawieni uczuć, które utracili gdzieś na drodze postępu. Najeźdźcy z Czerwonej Planety nie są przy tym głównymi bohaterami dzieła Wellsa. Autor powierzył im rolę zwierciadła, w którym miała przejrzeć się ludzkość bezgranicznie oddana idei nieskrępowanego rozwoju cywilizacji technicznej i z radosną nonszalancją wkraczająca w nowy wiek. Już kilkanaście lat później miało się okazać, jak profetyczne były literackie intuicje angielskiego pisarza.