Tytuł „Wszystko wszędzie naraz” okazał się proroczy. Jego twórcy zdobyli wcześniej niemal wszystkie nagrody zawodowych gildii i królowali w rankingach krytyków typujących Oscarowych faworytów. Z ich 11 nominacji aż siedem zamieniło się w statuetki. Na dodatek w najważniejszych kategoriach, w tym dla najlepszego filmu roku.
Co tak bardzo Akademików zachwyciło? Bohaterka filmu, Evelyn, jest przeciętną kobietą w średnim wieku, prowadzącą podupadającą, wiecznie zadłużoną pralnię. Próbuje dać sobie radę z wybrykami podrastającej córki, która najchętniej opuściłaby już dom i zamieszkała z partnerką, sprostać oczekiwaniom ojca, ułożyć życie z mężem, by ratować rozpadające się małżeństwo, bo przecież mężczyzna ma już przygotowane papiery rozwodowe. Jednak Daniel „Dan” Kwan i Daniel Scheinert nie proponują widzom dramatu rodzinnego ani społecznej „czarnuchy” z życia emigrantów. Bo, jak w komiksach, okazuje się, że tylko Evelyn może uratować świat pokonując złowrogą Jobu Tupaki, która egzystuje w innej rzeczywistości. Żeby tego dokonać Evelyn dostaje dostęp do równoległych światów. W każdym z nich jest kimś innym, kim mogłaby może być, gdyby życie potoczyło się inaczej. Piosenkarką, aktorką, specjalistką od kung-fu, wielką naukowczynią. Nawet kamieniem. Tylko czy w tych innych wersjach siebie Evelyn jest w stanie uniknąć błędów, jakie towarzyszą jej „zwykłemu” życiu, czy inaczej, lepiej mogą się ułożyć jej sprawy rodzinne?
Czytaj więcej
W Hollywood po raz 95. wręczono Oscary, najbardziej prestiżowe nagrody w świecie filmu. Najwięcej, bo aż siedem statuetek, między innymi za najlepszy film, reżyserię oraz scenariusz oryginalny, powędrowało do twórców „Wszystko wszędzie naraz”. Nagrodzony nie został niestety polski film "IO" Jerzego Skolimowskiego.
„Wszystko wszędzie naraz” jest gejzerem, w którym zmieściły się: dramat, komedia, science-fiction, a nawet azjatyckie kino kopane. To szalony fajerwerk wyobraźni, a jednocześnie opowieść o drodze człowieka. Ta mieszanka chwilami wzrusza, chwilami rozśmiesza, chwilami straszy, chwilami zmusza do refleksji. I tak, wiem: to brzmi dobrze. Ale jednocześnie przyznaję, że nie umiem się w tą plątaninę wciągnąć. Ma ona być przenośnią współczesnego świata, ale odnoszę wrażenie, że reżyserzy nad tym materiałem nie zapanowali do końca i sami pogubili się w jego niezliczonych wątkach. Po pierwsze, wielu widzom trudno przez ten natłok przebrnąć. Po drugie, chwilami sprawia to wrażenie filmowej hochsztaplerki.
A już zupełnie nie rozumiem tak wielkiej dominacji tego filmu w tegorocznych nagrodach Akademii. „Wszystko wszędzie naraz” Bprzyniosło Oscary odtwórcom ról drugoplanowych Ke Hui Quanowi, grającemu męża głównej bohaterki i filmowej księgowej Jamie Lee Curtis, dla której była to nie tylko pierwsza statuetka, ale też – w co trudno uwierzyć – również pierwsza nominacja.