Świteź Kamila Polaka otwiera Transatlantyk

Kamil Polak opowiada Barbarze Hollender o swojej "Świtezi", która dziś otwiera Festiwal Filmu i Muzyki Transatlantyk

Publikacja: 05.08.2011 02:01

Żołnierz, kadr z filmu Kamila Polaka "Świteź"

Żołnierz, kadr z filmu Kamila Polaka "Świteź"

Foto: materiały prasowe

"Świteź" obejrzy dzisiaj wieczorem publiczność poznańskiego festiwalu Transatlantyk. Od prestiżowej, lutowej prapremiery w Berlinie pana film nie przestaje jeździć po świecie. W ilu festiwalach brał już udział?

Młode Kino - czytaj więcej

Około 50. Ważne wyróżnienie przypadło nam w Palm Springs w USA. W Europie wielką radość sprawiło nam zaproszenie do francuskiego Annecy – na jedną z najważniejszych imprez poświęconych animacji, gdzie przyjeżdżają potęgi z całego świata. Dostałem tam nagrodę za debiut. Z Krakowa wywieźliśmy Srebrnego Lajkonika.

Zobacz fotosy z filmu

Dlaczego student łódzkiej filmówki poświęca się animacji? To sztuka nie tylko trudna, ale też pracochłonna. Zrobienie filmu trwa kilka lat.

Skończyłem warszawskie liceum plastycznie i przez rok studiowałem malarstwo na ASP. Zrezygnowałem, bo bardziej pociągało mnie kino. Ale szukałem dziedziny łączącej obraz z ruchem i muzyką. To wszystko zbiegało się w animacji. Nie zastanawiałem się, czy jest to sztuka pracochłonna.

Myśli pan, że wykorzystując techniki rysunkowe, można powiedzieć więcej niż w kinie aktorskim?

Nie wiem czy więcej, ale na pewno inaczej. Język animacji jest bliższy poezji. Łatwiej w nim dokonywać skrótów i opowiadać o abstrakcyjnych uczuciach i ideach. Fabuła jest realistyczna. Animacja przypomina poezję. Tam każdy gest ma w sobie moc.

A dlaczego przeniósł pan na ekran Mickiewiczowską "Świteź"?

Na studiach szukałem inspiracji głównie w malarstwie, muzyce, tańcu. Ale gdy przypadkiem sięgnąłem po tomik ballad Mickiewicza, po przeczytaniu "Świtezi" poczułem ogromny przypływ energii. Chciałem opowiedzieć o emocjach, jakie we mnie wybuchły. O odchodzeniu pewnego świata, ale też o poczuciu czystości, pięknie. O stanie ducha, wyrywaniu się ku wolności.

Na Transatlantyku ważna jest muzyka filmowa. W "Świtezi" odgrywa ona ogromną rolę.

Od początku chciałem zrobić film, w którym obraz tańczyłby do muzyki. Coś na kształt widowiska baletowego. Szukałem kogoś, kto mógłby mi taką ścieżkę dźwiękową stworzyć. Kiedy poznałem Irinę Bogdanowicz, poszedłem na próbę jej chóru i na prawosławną mszę – ciarki przeszły mi po plecach. Słuchając starocerkiewnych utworów na cztery głosy, od razu widziałem obrazy z filmu.

Pracował pan nad "Świtezią" siedem lat. Gratuluję wytrwałości.

To rzeczywiście wydaje się bardzo długo. Szokuje też informacja, że przez produkcję przewinęło się 130 osób. Ale proszę sobie nie wyobrażać hali jak w DreamWorks, gdzie przy komputerach siedzą rzędy animatorów. Zaczynałem "Świteź" jako student, samotnie przez rok rysując różne kadry. Potem dzięki opiekunowi mojego roku trafiłem do Se-Ma-Fora, dostałem też minimalną dotację z Agencji Produkcji Filmowej. Ale i tak wszystko wciąż wyglądało dość amatorsko. Prosiłem o pomoc kolegów i znajomych. Przychodzili na kilka tygodni albo miesięcy, pracowaliśmy po szkole, po pracy, w wolnym czasie. To była ogromna robota – ręcznie rozrysowywaliśmy wielkie sceny batalistyczne, walki żywiołów. Robiliśmy tysiące szkiców, później je obrabialiśmy, łączyliśmy razem. Za pierwsze pieniądze kupiliśmy sprzęt komputerowy. Po trzech latach pod skrzydłami Se-Ma-Fora dostaliśmy się do zespołu robiącego komputerową postprodukcję "Piotrusia i Wilka". Potem znaleźli się koproducenci "Świtezi" z Francji, Szwajcarii, Danii i Kanady. W tym ostatnim kraju film został udźwiękowiony. Fantastycznie, profesjonalnie. Udało się skończyć go dzięki dofinansowaniu z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i prywatnym pieniądzom, które włożyło w "Świteź" studio Human-Ark. To rzeczywiście trwało siedem lat, ale w tym czasie robiłem też inne rzeczy.

Kręci pan już następny film?

Nie, przygotowuję animację, która pojawi się w teatrze, w sztuce Krzysztofa Warlikowskiego. Współpracuję też z Joanną Kos-Krauze i Krzysztofem Krauze przy filmie o Papuszy. Ale szukam pomysłu na własny film.

„Świteź" będzie kandydować do Oscara?

Producenci chcą ją zgłosić do walki o Oscary, co umożliwia m.in. nagroda w Palm Springs. Promocję ma wesprzeć Polski Instytut Sztuki Filmowej, a początkiem kampanii będzie pokaz w Nowym Jorku w pierwszej połowie września.

—rozmawiała Barbara Hollender

Transatlantyk jest festiwalem idei. Używając siły filmu i muzyki, chcemy inspirować rozmowę na ważne tematy – mówi Jan A. P. Kaczmarek.

Znakomity kompozytor, laureat Oscara za muzykę do filmu "Marzyciel", zorganizował w Poznaniu imprezę, w której programie znalazło się wiele cykli – od panoramy kina światowego przez "Inną Amerykę" aż do sekcji kina kulinarnego. Będzie można obejrzeć polskie premiery nowych obrazów braci Dardenne ("Chłopiec na rowerze"), Danisa Tanovica ("Cyrk Columbia"), Toma Tykwera ("Trzy"), Jose Padillo ("Elitarni 2"), Juliana Schnabla ("Miral") czy głośnego "Poliss" Maivenne. Festiwal będzie też szansą dla młodych kompozytorów. Ich prace ocenią słynni muzycy ze świata. Uczestnicy będą też mogli wziąć udział w klasach mistrzowskich i warsztatach.

"Świteź" obejrzy dzisiaj wieczorem publiczność poznańskiego festiwalu Transatlantyk. Od prestiżowej, lutowej prapremiery w Berlinie pana film nie przestaje jeździć po świecie. W ilu festiwalach brał już udział?

Młode Kino - czytaj więcej

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Film
Gwiazda o polskich korzeniach na wyspie Bergmana i program Anji Rubik
Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP