To bardzo odważny werdykt. Spike Lee w czasie gali kończącej festiwal canneński nieustannie się mylił (niechcący na początku ceremonii ujawnił laureata Złotej Palmy!), ale jako juror stanął na wysokości zadania. Nagrodził „Tytana" 37-letniej Francuzki Julii Ducournau – anarchistyczną, wywrotową historię, wielki krzyk o budowanie świata od nowa.
Film, który spadł jak bomba na Cannes, wzbudził tyle samo oburzenia, co absolutnego zachwytu. To historia dziewczyny, która tańczy na rurze w klubie ze strip-tease'em, a potem przeciwstawia się światu, który na to pozwala. Walczy z toksyczną męskością, za brak szacunku jest w stanie zabić, a prawdziwą rozkosz przeżywa w kontakcie z samochodami. Kompletny odlot, ale w jakim stylu!
– Tą nagrodą jurorzy udowodnili, że można w filmach pokazać również inny świat. Dziękuję, że chcieliście dostrzec różnorodność kina, także takie monstra, jak mój film – mówiła Ducournau, odbierając Złotą Palmę jako druga, po Jane Campion, nagrodzona kobieta w historii festiwalu. I niemal płakała ze wzruszenia.
Proste emocje
Grand Prix przypadło dwóm tytułom.
– Przypominam sobie, jak 36 lat temu w moim mieście zrobiłem pierwszy film krótkometrażowy. I od tego czasu wciąż piszę i tworzę filmy. Robię to mimo wszelkich przeszkód. Mimo presji, jaka była na mnie wywierana, zawsze pracowałem, bo chciałem zadawać pytania na temat kondycji naszego społeczeństwa. I nadal chcę opowiadać o moim kraju – powiedział Asghar Farhadi, odbierając nagrodę.