Zdawałoby się, że nie ma dla kina bardziej dramatycznego tematu niż eksplozja reaktora atomowego w Czarnobylu. Przeraźliwa katastrofa przez pierwsze godziny ukrywana przez władze, potem miasto ewakuowane w jedną noc, poświęcenie ratowników, dramaty zwykłych ludzi, setki osób skazanych na powolną śmierć po napromieniowaniu. A jednak pierwsze filmy o tej tragedii powstały dopiero po 25 latach.
"Czarnobyl. Reaktor strachu" - czytaj recenzję filmu
Rosjanin Aleksander Mindadze zrobił „W sobotę", gdzie akcja toczy się tuż po wybuchu, w ciągu jednej doby, 26 kwietnia 1986 roku. Komunistyczny rząd chce ukryć informacje o katastrofie, miasto żyje normalnie. Jeden z inżynierów, który był świadkiem wybuchu, idzie na wesele i bawi się wśród ludzi, których promieniowanie skazało na śmierć lub chorobę, choć oni jeszcze o tym nie wiedzą. Film Mindadze staje się alegorią systemu, z którego nie ma ucieczki.
Drugi obraz powstał w koprodukcji francusko-izraelsko-polskiej. Michele Boganim w „Znieważonej ziemi" pokazała szokujące obrazy miasta widma, w którym straszą opustoszałe, wyniszczone blokowiska i wyschnięte konary drzew. Sportretowała też dawnych mieszkańców Prypeci tęskniących za własnym miejscem na ziemi, nieumiejących gdzie indziej zbudować życia od nowa.