* * *
„Yuma",
reż. Piotr Mularuk,
Polska – Czechy,
premiera 10 sierpnia, Kino Świat
Piotrowi Mularukowi udało się w reżyserskim debiucie zebrać potencjalnie fantastyczne tematy: przemiany społeczne lat ., narodziny mafi i, przejście z dzieciństwa w dorosłość, a do tego trójkąt miłosny. To worek pełen dowcipów, energii i okazji do okazania złośliwie dokładnego zmysłu obserwacji. Do tego – obok Figury i Kota – wachlarz młodych aktorów, tak zwany powiew świeżej krwi. No i muzyka – świetna muzyka Kazika, wiecznie studenckiego twórcy.
Tylko... coś nie zagrało. Może worek był zbyt głęboki? Tym razem mieszanie gatunków, tematów i pomysłów zamieniło się w bigos. Kilka scenek jest zabawnych, zdjęcia są niezłe, ale fi lm ślizga się po historii miłosnej, westernie, wpada w gatunek gangsterski (w którym Kot gra rolę tak złego ruskiego mafi osa, że robi się wręcz komediowo), czasem sygnalizuje meandry psychologii głównego bohatera, a czasem obija się o realizm symboliczny. Pociąg z radzieckimi żołnierzami odjeżdża, a jednocześnie na stację wjeżdża pociąg do Niemiec. Taki pusty, pełen możliwości. Ciekawe, czy to dla kogoś jest głębokie i zaskakujące.
Wygląda to tak, jakby w pierwotny pomysł i scenariusz wdarł się producent inwestor, oszalały na punkcie postmodernistycznego eklektyzmu albo indyjskich fi lmów typu masala, i pociął pierwotną fabułę, dodając elementy, które się przecież dobrze sprzedają. Film co prawda nie jest reklamowym produktem à la „Kac Wawa". To raczej kino dla aspirujących znawców. Ciekawe, z potencjałem, ale jednak nie do końca udane. Warto zobaczyć, a potem przez kilka dni zastanawiać się, co i dlaczego nie wyszło.