Sensacją ubiegłorocznego Sundance, największego w USA festiwalu kina niezależnego, był czarno-biały horror „O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu" zrealizowany przez urodzoną w Wielkiej Brytanii, lecz od dzieciństwa mieszkającą i pracującą w USA Irankę Anę Lily Amirpour. To jej pełnometrażowy debiut nazwany nie bez racji „pierwszym irańskim wampirycznym spaghetti westernem".
Kalifornijskie miasteczko Taft, niegdyś prężny, dziś niemal opustoszały ośrodek przemysłu naftowego, zagrało irańskie Bad City, wyludnione, położone gdzieś na pustyni, moralnie zepsute i bliskie Sin City z filmowych komiksów Franka Millera i Roberta Rodrigueza.
Grają wyłącznie aktorzy o irańskich korzeniach, prowadząc dialogi w języku perskim. Ale ekranowemu Iranowi bliżej jest do klimatów westernu. To świat wypreparowany, także za sprawą wysmakowanych zdjęć operatora Lily'ego Vincenta, jakby poza czasem.
Tam właśnie mieszka stylizujący się na Jamesa Deana (biały podkoszulek, skórzana kurtka, papieros i zawadiackie spojrzenie spod grzywki) Arash (Arash Marandi). Dokładnie policzył, że ciężko pracował aż 2191 dni, by zrealizować marzenie życia: kupno oldschoolowego amerykańskiego krążownika szos.
Gdy uzależniony od narkotyków ojciec bohatera (Marshall Manesh) zadłużył się u bezwzględnego dilera Saeeda (Dominic Rains), zabrał synowi ukochany samochód.