[b]Rz: Jest pan menedżerem w wielkiej firmie komputerowej. Ściany służbowego gabinetu zdobi kilkadziesiąt polskich grafik z pana prywatnej kolekcji, głównie międzywojennych. Jak pana goście reagują na sztukę?[/b]
[b]Andrzej Sobol:[/b] Zagraniczni goście zatrzymują się przed konkretnymi pracami i zadają pytania. Wtedy spotkanie służbowe rozpoczyna się od krótkiego oprowadzenia i objaśnienia. Szczególnie Niemcy zwykle mają dużą wiedzę o sztuce. Natomiast krajowi goście, pomimo wyraźnego zainteresowania, mają niechęć do zadawania pytań, która wynika pewnie z obawy przed wykazaniem się ewentualną niewiedzą. Mam też wrażenie, że moi współpracownicy lubią przebywać w tym otoczeniu!
[b]Taki wystrój gabinetu ma znaczenie dla biznesu?[/b]
Tak. To zbliża ludzi. Przede wszystkim buduje wyobrażenie na temat firmy, na temat jej pracowników. Z naturalnych powodów zaczynamy myśleć o nich inaczej. Chcemy czy nie chcemy, to zawsze splendor dzieła sztuki spływa na kolekcjonera. Liczę się z tym, że taki wystrój służbowego gabinetu może być traktowany jako element budowania wizerunku. Dla mnie jest to jednak po prostu kolekcjonerska pasja, na prezentację której brak mi już miejsca w domu.
[b]Muzeum Narodowe w Krakowie w 1999 roku prezentowało kolekcję sztuki niemieckiego przemysłowca Reinholda Wurtha. Gdyby nie kolekcjonerska pasja, Wurth byłby jednym z wielu tysięcy anonimowych przemysłowców. Jego firma wyszła z anonimowości dzięki sztuce.[/b]