Można wymienić kilka czynników, które mają kluczowe znaczenie dla oceny atrakcyjności biblioteki jako miejsca, do którego chciałoby się wejść i spędzić tam czas. Po pierwsze, to jej wygląd i przystosowanie pomieszczeń do swobodnego i komfortowego korzystania z bibliotecznych zasobów. To po prostu musi być ładne i przyjazne miejsce. Po drugie, wprowadzenie elementów multimedialnych, a więc inwestycja w komputery, e-booki, audiobooki, audioteki, elektroniczne systemy katalogowania itp. Cyfryzację trzeba oswoić i się z nią zaprzyjaźnić, a nie walczyć. Ale oczywiście na zasadach podmiotowych, a nie przedmiotowego zdominowania.
Po trzecie, biblioteka musi być miejscem kulturotwórczym, a więc zdecydowanie wyrastającym poza tradycyjnie rozumianą funkcję wypożyczalni książek i ewentualnie spotkań autorskich. Stopień tej kulturotwórczości bywa różny i zależy od wielu czynników.
I wreszcie po czwarte, ale tak naprawdę najważniejsze: wszystko zależy od ludzi. To wprawdzie truizm, który jednak w tej kulturotwórczej misji bycia bibliotekarzem (bo to jest misja!) nabiera szczególnego znaczenia. Tym bardziej że bibliotekarze zawsze za mało zarabiali i tak, niestety, jest nadal...
Czy wyobraża pan sobie biblioteki bez książek, tylko z zasobami elektronicznymi?
Książka jest zbyt głęboko zakorzeniona w świadomości społecznej jako przedmiot wartościowy, wzbogacający naszą kulturę. Przypomnijmy, że jeszcze nie tak dawno temu książka i umiejętność czytania wskazywały na wysoki status społeczny. Jestem przekonany, że osoby współcześnie odpowiedzialne za rozwój bibliotek pamiętają i będą pamiętać o tym, aby z dostępnych obecnie multimediów funkcjonujących w kulturze czytelniczej uczynić równoległą propozycję, a nie alternatywę dla dobrej książki papierowej.
Jaką pana zdaniem biblioteki powinny prowadzić politykę wobec nowości rynkowych? Tym bardziej wobec kryzysu krytyki literackiej, której jest coraz mniej w prasie i mediach.