To przytrafiło się Piotrowi D., 30-letniemu informatykowi z warszawskich Bielan. Do jego mieszkania o szóstej rano wkroczyli białostoccy antyterroryści, którzy przy okazji uszkodzili mu kręgosłup, przez co był kilka dni w szpitalu, ok. miesiąca nie pracował, a jeszcze kilka miesięcy odczuwał dolegliwości.
Policja przyznaje, że doszło do pomyłki, ale nie chce nic powodowi zapłacić, a domaga się on 200 tys. zł zadośćuczynienia za zdrowotne kłopoty i stres, oraz 7 tys. zł odszkodowania (to utracone zarobki). Jak powiedziała "Rz" adwokat Joanna Młot, pełnomocnik Piotra D., nie było ze strony policji żadnych propozycji ugodowych.Pełnomocnik KW Policji z Białegostoku mówi, że tej placówce nic nie można zarzucić, jej funkcjonariusze wykonywali polecenia (zatrzymanie) wydane z centrali, Warszawy. Z kolei prawnik Komendy Głównej Policji, której podlega CBŚ, wskazuje, że policja dostała (bodaj z prokuratury) błędną informację, że w mieszkaniu jest groźny przestępca i dlatego doszło do pomyłki.
Wczoraj przed warszawskim Sądem Okręgowym zeznawało trzech białostockich antyterrorystów, ale zeznania ich nie pomogą odpowiedzieć, jak doszło do pomyłki.
Pierwszego wezwano zupełnie niepotrzebnie, gdyż nie uczestniczył w tej konkretnej akcji, ale w innej. Drugi owszem, uczestniczył, ale stał na czatach po drugiej stronie ulicy, naturalnie więc nic nie mógł widzieć. Trzeci był w mieszkaniu, ale nie pamięta, czy wpadł do niego pierwszy, drugi czy trzeci, innych szczegółów też nie. Takie akcje – mówił – to codzienność. Tę pomyłkę pamięta, ale podobne też nie należą do rzadkości.
[b]Owszem, zdarza się, że policja musi użyć kajdanek czy zatrzymywanego "położyć na ziemię", ale nie ma mowy o kopniakach.[/b]