NBP chwali się, że „dba o wartość polskiego pieniądza". Co to powinno oznaczać?
W skrócie to stabilność cen krajowych i zdolność złotego do przechowywania siły nabywczej. Skutkuje chęcią do posiadania polskiego pieniądza i oszczędzania w nim.
I to się nie udaje. Dlaczego?
Powinniśmy na to spojrzeć przez dwa kryteria: realnych stóp procentowych i zaufania do stabilności makroekonomicznej. W okresie transformacji Polska prawie zawsze utrzymywała dodatnie realne stopy procentowe. Miało to swoje korzenie w relatywnie niskiej stopie oszczędności i pamięci o hiperinflacji. Również obniżka stopy referencyjnej do 1,5 proc. w 2015 r. utrzymywała dodatnią realną stopę procentową dzięki jeszcze niższej inflacji. Realna stopa procentowa zaczęła na dłużej oscylować wokół 0 proc. dopiero w 2017 r. Wtedy też pojawiła się pierwsza, sygnalna, jeszcze niewielka presja inflacyjna. Notabene, w tym czasie dla Czech był to już wystarczający powód, aby rozpocząć serię podwyżek stóp procentowych. Oceniam, że od połowy 2019 r. mamy w Polsce istotną presję inflacyjną. To wtedy był ostatni moment, aby rozpocząć zacieśnianie polityki pieniężnej. Gdyby nie epidemia Covid-19, to z dużym prawdopodobieństwem już w połowie 2020 r. mielibyśmy inflację sporo powyżej celu. Gorsza koniunktura w czasie epidemii opóźniła ten proces o ponad rok.
RPP dalej obniżała wtedy stopy procentowe, tłumacząc, że ratuje gospodarkę przed skutkami pandemii. Nie ratowała?