W 2016 r. liczba osób bez zatrudnienia zmniejszyła się o 14 proc. (217 tys. osób), a stopa bezrobocia rejestrowanego spadła o 1,4 pkt proc. Gdyby także w kolejnych latach poprawa szła tak wielkimi krokami, w 2020 r. moglibyśmy mieć już tylko 450–500 tys. osób bez pracy i stopę bezrobocia wynoszącą 3 proc. To symboliczna wartość wskazująca na idealną sytuację na rynku pracy, w której w urzędach rejestrują się jedynie osoby akurat zmieniające pracę. Czy jest to jednak możliwe?
– W kilku miastach w Polsce mamy już takie frykcyjne bezrobocie, np. w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie czy Sopocie. Natomiast w skali kraju dojście do 3 proc. jest mało realne – uważa Piotr Kalisz, główny ekonomista banku Citi Handlowy.
– Chociaż rynek pracy nieraz zaskoczył nas skalą poprawy, to jednak 3-proc.stopa bezrobocia nawet w 2020 r. jest oczekiwaniem nadmiernie optymistycznym – wtóruje Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.
Dlaczego? – O ile nie nastąpi jakaś katastrofa, zatrudnienie wciąż powinno rosnąć. Ale nowi pracownicy nie będą w takiej skali jak dotychczas pochodzić z grona bezrobotnych – wyjaśnia Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK. – Specyfiką polskiego bezrobocia jest duża liczba osób trwale pozostających bez pracy. W dużej mierze ich kwalifikacje czy miejsce zamieszkania są niedopasowane do potrzeb pracodawców – dodaje. Jak pokazują dane GUS, obecnie ok. 56 proc. bezrobotnych to długotrwale bezrobotni. W ciągu ostatnich dwóch lat odsetek ten zmniejszył się nieznacznie, ale jeszcze na początku 2013 r. wynosił 49 proc.
Co ciekawe, o ile z niedopasowaniem kwalifikacji można sobie jakoś poradzić, np. zwiększając nakłady na szkolenia bezrobotnych, o tyle znacznie gorzej jest z niedopasowaniem geograficznym. Na terenach, gdzie jest największe bezrobocie, miejsc pracy nie przybywa tak szybko jak wokół aglomeracji, gdzie akurat brakuje rąk do pracy. – Dzięki funduszom UE zbudowaliśmy w Polsce mnóstwo dróg krajowych i lokalnych. Teoretycznie więc z jednej strony łatwiej lokować inwestycje na terenie całej Polski, z drugiej – ludziom łatwiej dojechać do pracy. Tyle że bezrobotni mieszkający w dalekich zakątkach kalkulują, czy opłaca im się przy danych stawkach codziennie dojeżdżać do miasta albo wynajmować tam mieszkanie. I kalkulacje pokazują, że się nie opłaca – opowiada Tomasz Kaczor.