Spełnia się proroczy sen z Księgi Rodzaju: po siedmiu latach tłustych nadeszły chude. Rosną napięcia budżetowe, których niedawno udawało się unikać dzięki rozpędzonej gospodarce. Ta jednak hamuje, ale rządzący zamiast racjonalizować wydatki, luzują hamulec i ułatwiają sobie zadłużanie poza budżetem i kontrolą Sejmu.
Ten właśnie rozpatruje zmiany naruszające już i tak nadwątloną stabilizacyjną regułę wydatkową. Pierwotnie miała ona zapewniać, że wydatki państwa będą rosły w bezpiecznym tempie wynikającym z realnego przyrostu PKB i prognozy inflacji. Stopniowo jednak była demontowana. Najnowsze zmiany wyłączają z niej wydatki na obronność i walkę z kryzysem energetycznym. To ważne pozycje, ale należałoby przynajmniej w części je równoważyć, szukając budżetowych oszczędności, czego w roku wyborczym rząd woli uniknąć.
Czytaj więcej
Kolejna kontrowersyjna zmiana w regule fiskalnej jest przepychana przez Sejm. Posłowie opozycji i eksperci krytykują tę rządową propozycję.
Hamulec, który miał poskramiać zbytnią hojność polityków, staje się atrapą. Na dodatek rząd chce zwolnić z podatku bankowego obligacje emitowane z gwarancjami Skarbu Państwa przez pozabudżetowe fundusze. Ta przynęta dla banków ma ułatwić krytykowany przez wielu ekonomistów sposób finansowania rządu.
Wszystko to stoi w sprzeczności z zapewnieniami premiera Morawieckiego, że będzie „dbać o to, by w trudnych latach 2023–2024 utrzymać stabilność finansów publicznych”. Rytualne zapewnienia mają sprawić, że koszty zapożyczania się nie wystrzelą, a kurs złotego nie zanurkuje. Szczerość deklaracji zweryfikują jednak najbliższe miesiące, które ze względu na wybory będą trudne dla finansów publicznych.